Któż z nas nie ma sąsiadów? Pomagają, pożyczają w potrzebie szklankę cukru, popilnują dziecka, przychodzą na kawę - często są jak przyjaciele. Ale często, nie znaczy zawsze. Zdarza się, że sąsiedzi żyją jak filmowi Pawlak i Kargul - kłócą się o wszystko i uprzykrzają sobie życie. Niestety są przypadki, że nie godzą się po kilku chwilach, jak bohaterowie najsłynniejszej polskiej komedii. Spory między sąsiadami nie są niczym nowym. Czasami są to "lekkie" sprzeczki, które strony konfliktu rozwiązują między sobą, ale czasami dochodzi do bardziej radykalnych rozwiązań. Co robią osoby w sytuacjach, gdy sąsiedzi stają się nieznośni? Czy zawsze istnieją rzeczywiste powody do zgłoszeń na sąsiadów? Jak spółdzielnie mieszkaniowe i policja pomagają w rozwiązaniu takich konfliktów? - U sąsiadów z mojej klatki ciągle grała głośna muzyka. Faktycznie kiedy zaczynała się cisza nocna, muzyka była wyłączana, ale w ciągu dnia to stawało się nie do zniesienia. Najgorzej było w roku szkolnym, kiedy trzeba było się uczyć - to bardzo przeszkadzało. Kilka razy zwróciłam sąsiadom uwagę, doszło nawet raz do ostrzejszej sprzeczki. Nie wiem, czy inni sąsiedzi to gdzieś zgłosili, czy sami przywołali ich do porządku, ale od jakiegoś czasu nie ma hałasu. Dodatkowo nie rozumiem czemu, "głośni" sąsiedzi nie odpowiadają mi "dzień dobry". Osobiście uważam, że nie było nic złego w tym, że upominałam się o ciszę. Sama też słucham muzyki i zdarzy się, że włączę ją głośniej, ale nie tak, żeby słuchało jej ze mną pół osiedla, na dodatek przez cały dzień - mówi młoda mieszkanka bloku przy ulicy Kostromskiej w Piotrkowie Trybunalskim. Przyjazna sąsiadka na wagę złota - Ja i moi współlokatorzy mieliśmy dość mocny konflikt z sąsiadką. Najpierw kilkakrotnie zwracała mi uwagę, że zakłócamy ciszę i ciągle robimy imprezy. Oczywiście przepraszałem, chociaż wiedziałem, że tak na prawdę nigdy nie było tak głośno, aby to komuś przeszkadzało, tym bardziej, że nikt z pozostałych sąsiadów niczego nam nie zarzucał. I pewnego razu się zaczęło. Zjawiła się policja, która po jakimś czasie wzywana była do nas regularnie. Naturalnie policjanci też nie mieli nam nic do zarzucenia, ponieważ w mieszkaniu był spokój, podczas gdy następowało zgłoszenie o głośnej imprezie. I tak było kilka razy. Więc postanowiłem porozmawiać z sąsiadką, która zaczęła na mnie krzyczeć pod klatką i powiedziała, że nie będzie ze mną rozmawiać. I co było dalej? Następnego dnia przyszła policja z wezwaniami na komendę na przesłuchanie, ponieważ sąsiadka doniosła, że ją zaczepiamy i nie dajemy jej spokojnie żyć. Wszystko dobrze się skończyło, bo policja rzeczywiście nic na nas nie miała, ale wyprowadziliśmy się z tego bloku. A co dalej ze starszą panią? Nie mam pojęcia, pewnie "umila" życie innym lokatorom. Ja mam w każdym bądź razie spokój - mówi Tomek, były mieszkaniec bloku przy Al. Armii Krajowej. Inna mieszkanka Piotrkowa wspomina, że sąsiedzi mieszkający nad nią robili ciągłe libacje alkoholowe. - To nie były imprezy odbywające się raz na jakiś czas, ale regularne picie. Zaczynało się wieczorem, a kończyło nad ranem. Krzyczeli, śpiewali, nieraz się bili. Później się rozchodzili, a na klatce był jeden wielki huk. Zazwyczaj było to w godzinach nocnych, ok 2, 3. Naturalnie nie pomagało kilkakrotne zwracanie uwagi przeze mnie i przez innych sąsiadów. Nie chciałam wzywać policji, bo w końcu mieszkam z tymi ludźmi w jednym bloku, ale postanowiłam iść do spółdzielni. I to pomogło. Od dłuższego czasu nic się tam nie dzieje, a jeśli już coś robią, to zachowują się tak, żeby nie zakłócać ciszy innym mieszkańcom - mówi kobieta. Wiele osób skarży się także na sąsiadów z powodów: głośnego zachowywania się dzieci, remontów rozpoczynanych o świcie, wyrzucania przez okno śmieci czy papierosów, które lądują na parapetach, palenia na balkonach. Osoby te przyznają, że są to popularne motywy do ostrzejszych kłótni, ale zazwyczaj załatwiają to między sobą lub... odpłacają się tym samym. "Tajne" mediacje spółdzielni Jak się okazuje, sprzeczki między sąsiadami to zagadnienie powszechne. Zgłoszenia, jakie dostają spółdzielnie mieszkaniowe, dotyczą najczęściej zakłócania ciszy nocnej, nadużywania alkoholu i związanych z tym głośnych libacji, zbierania nieczystości i zwożenia do mieszkań, zanieczyszczania klatki schodowej. Do sporów dochodzi także z powodu dzieci, które malują graffiti na lamperiach i niszczą ściany w blokach. Jakie jest postępowanie spółdzielni mieszkaniowych w sytuacjach zgłoszeń? - Zgłoszenia takie zdarzają się, ale nie można powiedzieć, aby dochodziło do nich często. Działania, jakie podejmuje spółdzielnia w takich wypadkach, mają doprowadzić do zgody. Jeśli jedna osoba decyduje się na interwencję u nas, to druga nie może dowiedzieć się, kto interweniuje, żeby konflikty się nie pogłębiały. Powiem, że odnosimy sukcesy w tej sprawie, gdyż udaje nam się załagodzić większość sporów. Nie zdarzały się aż tak drastyczne konflikty, żeby sprawa kończyła się w sądzie. W przypadkach, w których nie możemy sami sobie poradzić, prosimy o pomoc dzielnicowego, który chodzi i upomina lokatorów nieprzestrzegających regulaminu porządku domowego - mówi Włodzimierz Cecota, kierownik administracji osiedla 35-lecia z Piotrkowskiej Spóldzielni Mieszkaniowej. Spółdzielnia mieszkaniowa, aby ukarać osoby zakłócające spokój innym, może pozbawić je członkostwa i doprowadzić do eksmisji z lokalu. Jak podaje Włodzimierz Cecota - są to czynności mające na celu zagwarantowanie innym spokoju w ich własnych domach. Każdą sytuację spółdzielnia sprawdza z dokładnością, aby nie podejmować działań na ślepo. Wiadomo, że czynami niektórych osób kieruje zwykła złośliwość bądź brak sympatii do sąsiada. W takich "niejasnych" sytuacjach spółdzielnia najpierw robi wywiad na terenie klatki schodowej. Jeżeli nic nie wskazuje na to, że dochodzi do jakichś incydentów, bo na przykład reszta sąsiadów tego nie potwierdza, zgłaszający otrzymuje oznajmienie, iż nie ma przesłanek do interwencji. Policja upomina, poucza, karze mandatem Wielokrotnie w sprawie rozgrywek międzysąsiedzkich interweniuje policja. Niekiedy zgłoszenia dokonuje jedna ze stron konfliktu, innym razem świadkowie takich zajść. Kiedy najczęściej interweniują stróże porządku? Jak w takich wypadkach wygląda postępowanie? Z informacji otrzymanej z Komendy Miejskiej Policji w Piotrkowie Trybunalskim wynika, że najczęstsze zgłoszenia dotyczą zakłócania ciszy nocnej. W Piotrkowie występują one przeważnie w dużych blokach, np. w wieżowcach przy Al. Armii Krajowej, ul. Słowackiego i ul. Łódzkiej. Zakłócenia ciszy nocnej, podczas których interweniuje dzielnicowy, związane są zazwyczaj z nocnymi imprezami. O granicę, psa lub... szklankę Wśród konfliktów międzysąsiedzkich znany jest problem ustalenia granic, który dotyczy małych posesji. Do interwencji związanych właśnie z takim zagadnieniem dochodzi w Piotrkowie głównie przy ulicach Granicznej, Świerczowskiej i Roosvelta. Kwestią sporną okazują się także zwierzęta, które załatwiają swoje potrzeby już na klatkach schodowych czy w piaskownicach - na co właściciele nie reagują. Zdarza się również, że pies pozostawiony na wiele godzin bez opieki szczeka, zakłócając spokój mieszkańcom klatki. Oczywiście pojawia się też zwykła złośliwość. Z braku (czasami nieuzasadnionego) sympatii do jednego sąsiada, drugi "umila" mu życie, np. stukając w rury, w podłogę czy celowo trzaskając drzwiami. - Któregoś dnia przypadkiem strąciłam z szafki kubek, który upadł na podłogę. Jeszcze nie zdążyłam zetrzeć z podłogi rozlanej herbaty, a już do drzwi zadzwoniła policja wezwana przez moją sąsiadkę i oznajmiła mi, że było zgłoszenie o zakłóceniu ciszy. Takich sytuacji zdarzało się wiele - mówi Magda z Piotrkowa. - Rozpatrywane jest każde zgłoszenie. Na miejscu zjawia się dzielnicowy i przeprowadza wywiad nie tylko z osobą, której dotyczy zgłoszenie, ale również z innymi sąsiadami. Jeżeli dzielnicowy ustali, że popełniono wykroczenie, osoba taka karana jest pouczeniem bądź mandatem. Jeśli jest to jednorazowy incydent i osoba przeprosi sąsiadów oraz dzielnicowego, wyjaśniając, że więcej taka sytuacja się nie powtórzy - kończy się na upomnieniu. Dzielnicowy przede wszystkim dąży do rozwiązania takiego sporu polubownie. Natomiast jeżeli sytuacja zgłoszeń się powtarza i interwencje policji nie odnoszą skutku bądź nie ma wykroczenia (a ktoś kilkakrotnie wzywa policję - przyp. red.) - sprawa taka kierowana jest do sądu. Za niezasadne policja uznaje zgłoszenie wtedy, kiedy nie jest ono potwierdzone przez innych lokatorów - mówi Ewa Drożdż z Komendy Miejskiej Policji w Piotrkowie Trybunalskim. Jak dobrze mieć sąsiada... Jak się zatem okazuje - sąsiad sąsiadowi potrafi "urozmaicić" życie. Wiele jest zgłoszeń uzasadnionych. Sporo jednak jest i tych bezpodstawnych, zakończonych zbędnymi interwencjami. Mieszkańcy, zanim dokonają takiego zgłoszenia, powinni się zastanowić, czy chcąc zaszkodzić sąsiadowi, nie zaszkodzą sobie. Kodeks wykroczeń przewiduje bowiem karę nie tylko dla tych, którzy popełnią jakieś z powyższych wykroczeń, ale także dla tych, którzy nie mają żadnych podstaw i ze zwykłej złośliwości próbują zaszkodzić innej osobie. Najlepszym rozwiązaniem w sytuacji starć międzysąsiedzkich byłoby załatwienie sprawy polubownie. Zanim dojdzie do bardziej radykalnych kroków, warto spróbować, bo może się okazać że "nie taki sąsiad straszny, jak go malują" i można się z nim dogadać bez interwencji policji. Zapewne w uniknięciu sporów między sąsiadami pomogłoby też większe wzajemne zrozumienie i respekt. Bo mimo iż sąsiadów często dzieli rzeka zwyczajnych spraw i prawie w ogóle się nie znają, to mieszkają obok siebie i powinni wzajemnie się szanować. Magdalena Waga