We wsi, w której miało miejsce zdarzenie, jest wiele zaniedbanych domów, ale ten osiągnął apogeum brzydoty. Mały, szary budynek z drewnianym rozsypującym się płotem i zaniedbanym ogrodzeniem. Dookoła domu, kręcą się kury, koty i słychać psy przywiązane do budy. Jak się okazuje, to jedyne zwierzęta w tym gospodarstwie. Na podwórku nikogo nie ma. Po chwili zza komórki wyłania się zaciekawiony mężczyzna. To jeden z braci inwalidy i poszkodowanego. Nie chce rozmawiać, boi się, mówi, że nie chcą sensacji. Po krótkiej wymianie zdań okazuje się, że poszkodowany brat mimo czterech ran otrzymanych z ręki brata już wrócił ze szpitala i czuje się lepiej. Bracia zmieniają zdanie i decydują się na opowiedzenie historii sprzed kilku dni. Siadamy na ławce przed domem, drugi brat przynosi z domu stary, drewniany fotel. Mają mały dom. Pokój z kuchnią i niewielki przedsionek. Na tak małej powierzchni mieszka pięć osób. Stara matka i jej czterech niepracujących synów. W tle, na podwórku słychać głośne szczekanie psów i gdakanie kur. Bracia zapalają tanie papierosy... - O dwunastej w nocy z piątku na sobotę to było. Położyłem się spać i zaczął mnie boleć ząb. Wszedłem do pokoju, do mamy i mówię do niej, żeby podała mi tabletkę. Brat zdenerwował się i krzyknął na mnie: "Gaś to światło i spier... spać." Powiedziałem mu, że użyję tabletkę i idę. Wtedy on poruszając się na rękach zbliżył się w moją stronę, wyciągnął swój prywatny nóż i dziabnął mnie w łydkę, udo i klatkę piersiową. Rysiek zrobił to bez powodu - mówi pan Andrzej. Po tym incydencie niepełnosprawny brat zorientował się, czego dokonał, nakazał matce zadzwonić na pogotowie. Ta w szoku wybiegła i zawiadomiła z pobliskiej budki. Przyjechała karetka, zabrali poszkodowanego i wezwali policję. Mężczyzna na wózku inwalidzkim trafił do aresztu. - Nie chciałem wzywać policji i robić sensacji, już wtedy wybaczyłem bratu - mówi pan Andrzej. Bracia opowiadają historię pana Ryszarda. Stracił nogi na kolei dwadzieścia lat temu, w wieku 23 lat. Z tego powodu dostał odszkodowanie oraz mieszkanie w Częstochowie, w którym jest zameldowany. Mieszka jednak z matką i braćmi, na których pomoc zawsze może liczyć. - On woli wieś - twierdzą zgodnie bracia. - Tutaj ma gołębie, którymi się zajmuje. - Brat jest nerwowy i wybuchowy, chyba mści się sam nad sobą za to, że nie ma nóg. Nigdy wcześniej nic takiego się nie zdarzyło. U nas jeden brat zawsze stanie po stronie drugiego. Nie damy tknąć żadnego z nas innym - mówi pan Wojtek, najmłodszy z całego rodzeństwa. O zażyłości braci świadczy nie tylko wspólne picie alkoholu "z powodu łykendu" jak mówi jeden z nich, ale także chęć przebaczenia. Pan Andrzej nie chce, aby brat trafił do więzienia. Nie wiedzą, co będzie z nim, ale rodzina chce, aby już wrócił do domu. - Podpisałem takie oświadczenie, kiedy policja przyszła do mnie do szpitala, że nie mam pretensji i nie będę skarżył Ryśka, trzeba mu współczuć, bo i tak został kiedyś poszkodowany - mówi ranny pan Andrzej, wyrzucając wypalonego papierosa na trawę. Panowie nie cieszą się dobrą sławą we wsi. Wszyscy ich znają, ale mieszkańcy niechętnie wyrażają swoje opinie na ich temat. Wielu jednak twierdzi, że nie są zagrożeniem dla mieszkańców wsi. Wszyscy bracia żyją z zasiłków lub dorywczych prac, których się łapią, jak nadarzy się okazja. - Rysiek ma rentę w wysokości 700 zł razem z opiekuńczym. Ja jestem na zasiłku, a reszta żyje z dorywczych robót. Jak ktoś nas zawoła, to idziemy. Zarobimy trochę, to mamy na papierosy - mówi najmłodszy, pan Wojtek. Gospodarstwo też nie przynosi im żadnych dochodów, bo takiego nie posiadają. Kilka kur, psy i koty to wszystko co im zostało. - Kiedyś były konie, krowy, świniaki - teraz nic się nie opłaca. Sprzedawcy miejscowych sklepików czasem widują ich w swoich sklepach, ale już nie dają im produktów spożywczych "na zeszyt". Nie mówiąc o alkoholu. - Nie mogę robić takich rzeczy, to są osoby niepracujące i gdzie ich będę później szukał - mówi właściciel jednego ze sklepików we wsi. Chociaż jak twierdzą mieszkańcy Gościnnej nie było wcześniej tak niebezpiecznych zatargów między braćmi, to zdarzenie z udziałem "nożownika" nie zrobiły na nikim większego wrażenia. Nie znane są prawdziwe powody zachowania niepełnosprawnego mężczyzny. Czy tylko alkohol nim kierował czy może chęć wyładowania agresji z zemsty za swoje kalectwo. Wezwana na miejsce policja z Gorzkowic zatrzymała 43-letniego "nożownika". Sprawcę poddano badaniu na zawartość alkoholu w wydychanym powietrzu - "wydmuchał" ponad 1,2 promila, a następnie osadzono go w policyjnym areszcie w Radomsku. Następnie został przewieziony do Aresztu Śledczego na ulicę Wronią w Piotrkowie Trybunalskim, gdzie decyzją sądu spędzi trzy miesiące. Trwa dalsze postępowanie w tej sprawie.