W podpisanym dokumencie znalazły się informacje zebrane po oględzinach miejsca incydentu i opis działania urządzeń. Jednak, co najważniejsze, w dokumencie mowa jest również o tym, że doszło do awarii semafora. Członkowie komisji stwierdzili, że zepsuł się jeden z przekaźników. Według nieoficjalnych informacji radia RMF FM, jeszcze do wczoraj komisja nie była w stanie sformułować jednego wspólnego stanowiska. Być może dlatego, że w jej skład wchodziło pięciu przedstawicieli zarządcy torów, którzy bagatelizowali incydent, oraz trzech przedstawicieli przewoźnika, który za wstrzymanie ruchu nagrodził swojego maszynistę. Dopiero wizyta szefa państwowej komisji Tadeusza Rysia skłoniła obie strony do zgody. Wciąż nie wiadomo jednak, dlaczego doszło do awarii semafora. Do incydentu doszło 19 kwietnia. Maszynista zatrzymał pociąg niedaleko stacji Baby w województwie łódzkim - odmówił wjechania na jeden z rozjazdów z powodu sprzecznych wskazań semaforów. Jeden z nich miał wskazywać, że droga jest wolna, a drugi, że "droga jest wolna ze zmniejszoną szybkością". Maszynista PKP Cargo zatrzymał pociąg, odmówił dalszej jazdy i zażądał przybycia komisji, która miała sprawdzić wskazania sygnalizacji. Na trasie utknęło około 10 innych składów. PKP Cargo w wydanym oświadczeniu poinformowały, że mężczyzna postąpił prawidłowo. To nie pierwszy wypadek, do którego doszło w tej miejscowości. Właśnie w Babach w sierpniu zeszłego roku doszło do poważnego wypadku na torach. Pociąg TLK z nadmierną prędkością przejechał przez przejazd, lokomotywa uderzyła w nasyp i przewróciła się na bok. Zginęły wtedy dwie osoby, a 81 zostało rannych. Prokuratura stwierdziła, że pociąg jechał za szybko, ale nie wykluczyła wady materiałowej i technologicznej torowiska, a także wady urządzenia rozjazdowego, które miało zmienić tor poruszania się pociągu.