Handlarze są bezradni wobec fatalnych warunków na placu. Przez stan targowiska sprzedawcy rolni mniej zarabiają, a... wnosić opłaty muszą. - Jestem tutaj co piątek i czasem co wtorek We wtorki od pewnego czasu tego targu tutaj nie ma, bo warunki są takie, że ludzie mają dosyć. Jest tutaj ogromne błoto, doły, że przejść nie można i topimy się. Biorą tutaj pieniądze za plac, ale nie ma kto zająć się tym terenem. Tutaj obok jest firma drogowa, która przewozi ciężkie rzeczy (kamienie, żwir) i psuje, rozjeżdża ten plac jeszcze bardziej. Jakby był plac jak się należy, to rynek trwałby dłużej, od rana do południa do 14:00, 15:00. Ale kto tutaj będzie stał tak długo w tym błocie - mówi pan Stanisław, który na targowisku przy ul Bawełnianej handluje od siedmiu lat. - Widzimy jak jest. Jak chwyci mróz, to są tylko wielkie koleiny i ogromne dziury, ale jak jest roztop, to nie da się tu wytrzymać, nie ma jak podjechać - mówi kupujący. Na targowisku dla rolników kupić można prosiaki, króliki, drób, ziarno, warzywa i inne produkty rolne. Handlowcy, wjeżdżając ciężkimi pojazdami, mają trudności z wyjazdem z placu podczas roztopów. - Ludzie mszczą, przeklinają. Ten plac miał być zrobiony. Mówiono, że firma miała zostać przeniesiona. Placowy twierdził, że ma być lepiej, ale od kilku lat nie zrobiono z tym nic - mówi handlarz ziarna i ziemniaków. - Nawet toalety zabrali. Jest tylko jedna na cały plac, a ludzi jest tutaj bardzo dużo, zwłaszcza w piątki. Mimo wszystko cały plac jest zajęty. Ludzie nie mają wyjścia. Dla niektórych handel to jedyny dochód - mówi kupujący. Na placu przy ulicy Bawełnianej nie ma zasad. Nie ma wydzielonych stanowisk, nie ma też numeracji. Handlarze, by zająć sobie nieco lepsze miejsce i nie stać kilka godzin w wodzie, przyjeżdżają w nocy lub bladym świtem. - O godzinie 4:00, 5:00 stoją już z prosiakami, potem przyjeżdżają ci ze zbożem, warzywami, ziemniakami. Ludzie przeklinają, że płacą, a muszą stać w wodzie i błocie. Płaci się różnie. Po 10 zł, po 6 zł jednorazowo za przestrzeń, na której stoi auto czy inny pojazd, którym się przyjedzie. Ja płacę 6 zł. Gdyby to był plac wybetonowany, z numeracją, z wydzielonymi stanowiskami - jak mają koło hali - to byłoby zupełnie inaczej. Handel by też lepiej szedł - mówi jeden z handlarzy. - Tutaj panuje bezkrólewie, zasada "kto pierwszy, ten lepszy". Kto przyjedzie wcześniej, ten zaklepie sobie lepsze miejsce, bardziej suche. Dlatego ludzie przyjeżdżają nawet o trzeciej, czwartej rano. Stoi się i czeka, aż się dzień zrobi. Jak ktoś stoi w wodzie, to nikt do niego nie podchodzi i nie można nic zarobić - dodaje pan Stanisław. - Żeby w Piotrkowie taki plac był do handlu? Nie do pomyślenia. Nie znam tutaj w okolicy drugiego tak zaniedbanego targowiska. Nie ma takiego w Tomaszowie, Sulejowie Radomsku czy innym mieście. Wszędzie dbają o to, tylko u nas nie. Jak tylko trochę popada deszcz, to nie przyjeżdżam i nic nie mogę kupić - mówi kupujący.