"Goło i wesoło" to teatralna wersja filmowego brytyjskiego przeboju z lat dziewięćdziesiątych. Jak na ekranie, tak i na scenie śledzić będziemy historię kilku bezrobotnych, którzy pozostając bez pieniędzy i bez perspektyw, wpadają na pomysł, aby założyć grupę striptizerów. W przeciwieństwie jednak do filmowego pierwowzoru - w przedstawieniu akcja dzieje się w Polsce, w niedalekim od Radomska Tomaszowie Mazowieckim. Akcja powoli zmierzać będzie do spektakularnego finału, podczas którego obejrzymy rozbierających się członków grupy "Napalone Nosorożce". Nie zdradzimy jednak, czy aktorzy zdejmą z siebie wszystko. Spektakl "Goło i wesoło" wyreżyserował Arkadiusz Jakubik - aktor, reżyser, scenarzysta teatralny. Z powodzeniem wyreżyserował kilka spektakli pokazywanych na scenach całej Polski. Jako aktor znany jest szerszej publiczności jako np. Jan Janocha, notariusz z filmu "Wesele" w reż. Wojciecha Smarzowskiego. W Radomsku 21 listopada przedstawienie "Goło i wesoło" będzie można zobaczyć o godz. 16.00 i 19.00. Bilety kosztują 70 i 80 zł. (jd) Jolanta Dąbrowska rozmawia z aktorami biorącymi udział w spektaklu. Radosław Pazura Na pewno będzie wesoło Akcja spektaklu "Goło i wesoło" dzieje się w Tomaszowie Mazowieckim, Pan pochodzi z tamtych okolic, a nawet urodził się Pan w Tomaszowie. Czy w spektaklu odnalazł Pan znajome sobie miejsca, klimaty? To przypadek, że akcja dzieje się w Tomaszowie, i na pewno to nie wpływało na to, że zdecydowałem się zagrać w tym przedstawieniu. Bardziej intrygowało mnie to, co dzieje się z jego bohaterami. Z braku pieniędzy posuwają się przecież do kroków ostatecznych. Poza tym spektakl jest niezwykle zabawny i śmieszny. Zagraliście Państwo już blisko 200 spektakli "Goło i wesoło". Czy za każdym razem jest tak jak na początku, czy grając któryś raz z kolei, macie taką samą frajdę? To niesamowite, ale zawsze jest frajda. Choć przyznaję, że były kryzysy, momenty zmęczenia, ale w takich przypadkach trzeba wykrzesać z siebie energię, by nadać temu nowy kształt. To zadanie twórcze. Myślę, że choć gramy to samo, każde przedstawienie jest nowe. Dlaczego radomszczanie w listopadowy wieczór powinni wybrać się do Miejskiego Domu Kultury? Listopad w Polsce kojarzy się ze słotą, opadami i smutkiem. "Goło i wesoło" jest wspaniałym antidotum na takie nastroje. Jest świetnym sposobem na poprawę humoru. A będzie i goło, i wesoło? Na pewno będzie wesoło... w tytule jest też goło, ale czy będzie - tego nie zdradzę. To już widzowie sprawdzą, oglądając spektakl. Henryk Gołębiewski - Komedia, ale nie tylko Znany jest Pan głównie z ról filmowych, teraz będziemy mieli okazję zobaczyć Pana na deskach teatralnych. Równie dobrze czuje się Pan przed kamerą, jak na scenie? Myślę, że tak. Chociaż w teatrze gra się zupełnie inaczej. Tu wszystko jest na żywo, niczego nie da się powtórzyć, zagrać jeszcze raz. Trzeba liczyć na siebie, poza tym w "Goło i wesoło" jesteśmy jedną drużyną i wiem, że mogę liczyć też na pomoc grających ze mną kolegów. W dzieciństwie stworzył Pan wiele niezapomnianych ról komediowych, np. Poldka w "Podróży za jeden uśmiech". "Goło i wesoło" to też komedia, choć może czasami gorzka. W rolach komediowych czuje się Pan najlepiej? No właśnie nie wiem, czy "Goło i wesoło" można tak do końca nazwać komedią. Tam przecież grupa bezrobotnych, zmuszona przez życie, decyduje się na to, aby zostać striptizerami. W jakimś senie to jest komedia, ale nie tylko. A ja rzeczywiście w rolach komediowych czuję się dobrze. W jednym z wywiadów mówi Pan, że kiedy pierwszy raz stanął na scenie w "Goło i wesoło", ugięły się pod Panem nogi. Dziś też ma Pan jeszcze tremę przed występem? Trema jest zawsze. Ale to dobrze. Ona mobilizuje do pracy, pomaga się skoncentrować. Bez tremy grałoby się chyba tak byle jak. Mówi Pan, że w "Goło i wesoło" jesteście jedną drużyną, jaka atmosfera panuje w zespole tego spektaklu? Jest fantastycznie. Wiemy, że jeden na drugiego może liczyć. Gramy razem, a nie solo. Lubimy się i jest naprawdę sympatycznie. Paweł Królikowski - To nie jest obrazoburcza szarpanina Lubi Pan grać w "Goło i wesoło" w niedużych miastach, takich jak Radomsko, Bełchatów czy Tomaszów Mazowiecki? Bohaterowie, których Panowie grają, pochodzą właśnie z Tomaszowa... To, że akcja dzieje się w Tomaszowie Mazowieckim, to taka licentia poetica. Nie doszukiwałbym się tu głębszego rysu psychologicznego postaci. Jeździmy z tym spektaklem po całej Polsce, gramy go czasami kilka razy w miesiącu daleko od centrum, sprawia nam to naprawdę dużą radość. Dzięki "Goło i wesoło" docieramy czasami do miejsc, do których pewnie nigdy nie przyjechalibyśmy. Cieszą nas reakcje publiczności, śmiech ludzi, czasem nawet rechot. Ogromną satysfakcję sprawia to, że pod płaszczykiem dużej dawki humoru niesiemy ludziom nadzieję. Podobnie jest jednak i w Warszawie. Zdarza się, że bilety na nasz spektakl są wykupione z dużym wyprzedzeniem. Bo w "Goło i wesoło" chodzi jednak chyba nie tylko o wywołanie śmiechu. W tym spektaklu jest coś więcej niż tylko goło i wesoło. Ten spektakl pokazuje, że jeżeli w życiu się wali, nie można siedzieć i nic nie robić. Trzeba się wziąć w garść i robić cokolwiek, nie można się poddawać. Kiedy nie ma na chleb, nie ma za co kupić dziecku zabawki, trzeba szukać rozwiązań. Nawet najbardziej absurdalnych. Wydaje mi się, że jest to czytelne szczególnie w Polsce, kraju ciągłej transformacji. Jej negatywne skutki nie spadają na możnych tego świata, lecz na zwykłych, szarych ludzi, których gramy w "Goło i wesoło". W spektaklu przełamujemy jakieś tabu. W sposób może czasem groteskowy pokazujemy, że trzeba i warto cieszyć się życiem. W jednym z wywiadów powiedział Pan o teatrze, że "nie wytrzymuję w nim ani jako widz, ani jako aktor". "Goło i wesoło" jest odstępstwem od tej zasady? Nie. Kiedy pojawiła się propozycja zagrania w tym spektaklu, spodobało mi się to, że nie jest zwyczajną farsą. Spektakl ma lekko skandalizujący posmak, ale na przyzwoitym poziomie. To nie jest obrazoburcza szarpanina. Trochę w niej błaznujemy, wypinamy pupy w majtach, ale jednocześnie mówimy o rzeczach istotnych i ważnych. Jeżeli ktoś jadowicie atakuje to, co robimy na scenie, myślę sobie, że nasze gołe pupy rażą tych, którzy mają brudne ręce. Z czym kojarzy się Panu Radomsko? Był Pan już może w tym mieście? W Radomsku byłem kilka razy. Pierwszy raz chyba jakieś 40 lat temu, pamiętam, że uczestniczyłem w przeglądzie piosenek harcerskich. Radomsko kojarzę też z lokalizacją słynnego w całej Polsce zakładu mebli giętych. Dorota Deląg - To fajny spektakl Spektakl "Goło i wesoło" pokazywany jest w wielu miejscach Polski. Czy widzi Pani różnice w reakcji publiczności? Czy inaczej reaguje np. publiczność warszawska, a inaczej ta w małych miastach? Każde miasto posiada swoją publiczność, w związku z tym reakcje publiczności na spektaklu są zupełnie inne. Ale właśnie to czyni teatr ciekawym, ponieważ tak naprawdę nigdy nie wiemy, jak zostaniemy przyjęci. Czy w spektaklu jest miejsce na improwizację, czy trzymają się Państwo ściśle wskazówek reżysera Arkadiusza Jakubika? Spektakl "Goło i wesoło" gramy już od kilku sezonów, zagraliśmy około 180 spektakli. Aktorzy siłą rzeczy cały czas rozwijają swoje role, ten proces wchodzi w życie właśnie podczas grania spektaklu. Jest Pani jedyną kobietą w spektaklu, jak się Pani pracuje w męskim gronie? Jest bardzo miło, żałuję tylko, że moja rola jest taką małą rolą. Dlaczego warto wybrać się na spektakl "Goło i wesoło"? Bo to jest fajny spektakl.