Z młodym człowiekiem z Goleńska, a także z jego ojcem Sławomirem i innymi wystawcami, mieliśmy okazję zamienić słowo podczas wystawy gołębi rasowych, organizowanej na Blichu w Łowiczu w miniony weekend. A było o czym rozmawiać, bo dowiedzieliśmy się, na przykład w jakim celu niektórzy hodowcy ślinią dzioby swoim gołębiom, poznaliśmy różnicę między hodowlą gniazdową a hodowlą w tzw. wdowieństwie, o tym wreszcie, że gołąb pocztowy jest niczym długodystansowy sportowiec. Wystawa organizowana co roku przez Związek Hodowców Gołębi Rasowych w Łowiczu, miała w miniony weekend swoją 23 odsłonę. Przyjechało 58 wystawców z okręgów skierniewickiego, sochaczewskiego, kutnowskiego, piątkowskiego i rzecz jasna łowickiego. Prezentowano głównie srebrniaki, gołębie perłowe i srokę łowicką. Jak mówią nam prezes związku Stanisław Milczarek i wiceprezes Lucjan Pawłowski, są to najpopularniejsze u nas, obok rzecz jasna gołębi pocztowych, rasy tych ptaków. - Impreza z roku na rok rozwija się - mówi wiceprezes Pawłowski. - Kiedy zaczynaliśmy przed laty prezentowało się kilkunastu hodowców, a dziś prawie sześćdziesięciu. Coraz więcej przychodzi też osób nie związanych z hodowlą, które po prostu chcą obejrzeć wystawę. Tylko młodych pasjonatów trochę nam brakuje. - A czy są jacyś zasłużeni, długoletni hodowcy? - pytamy. - No, to my wszyscy, prezes, ja - odpowiada Pawłowski. - Tak, ale nam chodzi o takich co to z od pokoleń, z dziada pradziada - uściślamy. - A, jest taka wyjątkowa rodzina - odpowiadają mężczyźni bez zastanowienia i prowadzą reportera NŁ prosto ku mężczyźnie z charakterystycznym wąsikiem. Rodzinna Tradycja Sławomir Kosiorek, bo tak nazywa się mężczyzna, mieszka w Goleńsku Dużym. Hobby odziedziczył po ojcu Augustynie Kosiorku, który przed laty był w Ziemi Łowickiej bardzo znanym hodowcą jałówek. - To była prawdziwa pasja - opowiada mężczyzna. - Słynny hodowca srebrniaka z Warszawy Ryszard Pawłowski, na autorytet którego dziś powołuje się stale prasa branżowa, był bliskim przyjacielem ojca. To był majętny człowiek, w Warszawie miał pięć placów, z całej Polski wykupował najlepsze gołębie. Z ojcem byli jak bracia, często się spotykali i wymieniali doświadczenia. Nasz rozmówca ma siedmiu braci i żaden z nich nie przejął pasji po ojcu. - Tylko ja kontynuuję tradycję. Z moich dwóch synów jeden nie interesuje się gołębiami w ogóle, za to Bogumił - to o nim mogę powiedzieć, że w pełni przejął i rozwija schedę po dziadku.