Chcą sprawdzić, czy w podstawówkach i gimnazjach uczniowie zdążyli ubrać się w "stroje jednolite". Dyrektorzy, którzy nie dopilnowali "umundurowania", mogą stracić pracę - ostrzega "Dziennik Łódzki". Ta mobilizacja to efekt ostrego listu ministra edukacji Ryszarda Legutki, który wezwał kuratoria i dyrektorów szkół do zakończenia tej części reformy oświaty we wrześniu. I przestrzegł: ci, którzy zlekceważą obowiązek, zostaną ukarani naganą albo utratą stanowiska. W województwie łódzkim zagrożony jest co dziesiąty dyrektor. Tych, którzy nie zdążyli dotąd wprowadzić jednolitych strojów, kuratorium zobowiązało do składania wyjaśnień. Podczas wizytacji będzie sprawdzana ich prawdziwość. Jeśli brak mundurków wynika z opieszałości dyrektora, zaważy to na ocenie jego pracy. - Dyrektorzy wiedzą bowiem, że częścią tej pracy jest wprowadzanie obowiązujących przepisów - tłumaczy gazecie Jadwiga Jakóbczyk z Kuratorium Oświaty w Łodzi. A co będzie, jeśli szkoła źle wypadnie? Jej szef może stracić stanowisko. Tam, gdzie np. dostawca strojów opóźnia dostawę, dyrektora ukarzą upomnieniem, albo nie dostanie on nagrody w Dniu Nauczyciela. W województwie małopolskim, podobnie jak w łódzkim, mundurków nie nosi ponad 10 proc. uczniów. Zdaniem krakowskiej wicekurator oświaty Agaty Szuty, zawaliły pracownie krawieckie, bo nie wywiązały się z zamówień. Krakowskie kuratorium cierpliwie poczeka, aż mundurki trafią do szkół. Dyrektorzy karani nie będą. Pełna mobilizacja jest w Poznaniu. Do dyrektorów trafiła odezwa kuratora wraz z ankietą. Szkoły mają podać m.in. procent uczniów, którzy dotąd się nie umundurowali. Dyrektorzy mają też napisać, jakie kary przewidują dla nieposłusznych - podaje "Dziennik Łódzki". W woj. łódzkim jednym z zagrożonych dyrektorów jest Bożysław Dybowski, dyrektor Gimnazjum nr 1 w Zgierzu. Nie potrafi podać daty wprowadzenia mundurków w jego szkole, bo firma, która je szyje, pracuje dopiero nad tzw. rozmiarówką. "Chciałem, aby decyzję o stroju podjęła rada rodziców, a ta dopiero się utworzyła" - tłumaczy dyrektor.