W Okręgowym Związku Piłki Nożnej w Piotrkowie zarejestrowanych jest 79 klubów, w poszczególnych rozgrywkach (seniorskich i młodzieżowych) występuje aż 177 drużyn. Najwięcej w historii. Ale czy poziom, jaki reprezentują te drużyny, powinien być powodem do zadowolenia, o dumie nawet nie wspominając? W najwyższej klasie rozgrywkowej gra bełchatowski PGE GKS. Ostatnie wyniki tej drużyny napawają umiarkowanym optymizmem, przed sezonem obiecywano walkę o medal, klub ma jednego z najpotężniejszych sponsorów w kraju, a zatem podstawy są solidne i GKS jeszcze przez lata powinien być futbolową wizytówką całego regionu. No, chyba że zmieni się system finansowania klubów sportowych przez spółki Skarbu Państwa. W pierwszej lidze OZPN Piotrków przedstawiciela nie posiada, zaś w drugiej chlubą okręgu i miasta jest piotrkowska Concordia. To znaczy powinna być. W poprzednim sezonie Concordia - beniaminek tej klasy rozgrywkowej - spadła do trzeciej ligi. Spadła, ale na skutek wycofania się jednego z klubów, w drugiej lidze pozostała. W tym sezonie gra dość słabo, a na dodatek zmaga się z problemami prawnymi. Prokuratura wznowiła bowiem śledztwo w sprawie podziału nagród od prezydenta Krzysztofa Chojniaka w 2006 r. Nawet jeśli sprawa, jak chcą niektórzy, jest dęta i rozdmuchana, to na pewno niezbyt dobrze wpływa na atmosferę w całym klubie i grę piłkarzy. Z drugiej strony jakoś oddaje obraz nie tylko piotrkowskiej piłki. W trzeciej lidze mamy mogącą grać o wiele wyżej, ale występującą właśnie tam, Omegę Kleszczów oraz Stal Niewiadów i Włókniarza Zelów. A dalej (czwarta liga, klasa okręgowa, klasa A i klasa B) kolejne 74 kluby. Jednak czy ilość przeszła w jakość i czy jest się czym chwalić? - Takiego stanu posiadania jeszcze w naszym okręgu nie było - podkreśla Stanisław Sipa, prezes OZPN. - Może nie ma zbyt wielu naszych klubów w najwyższych klasach, ale w sumie jest ich bardzo dużo. To rekord. Pytany o ocenę, jaką w szkolnej skali wystawiłby piotrkowskiej piłce, S. Sipa odpowiada "Czwórka z plusem". Podobnie ocenia nasz okręg poprzednik Sipy na stanowisku prezesa, Włodzimierz Motyka. - Myślę, że to jest gdzieś między 4 a 5. U nas nie jest źle. Zgadza się z nim Artur Lamch, jeden z najlepszych piotrkowskich piłkarzy w historii, były zawodnik m.in. GKS Bełchatów i Concordii, a obecnie grający trener LKS-u Mierzyn. Znaczy: jest dobrze. Z plusem. Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Polską piłkę od dawna toczy rak korupcji. W sprawie ustawiania wyników meczów przesłuchano, zatrzymano, a niekiedy także postawiono zarzuty ponad trzystu osobom, w tym także byłemu trenerowi Concordii, sędziemu z Tomaszowa Mazowieckiego i działaczom oraz piłkarzom byłego RKS Radomsko. Nasz region nie jest może siedliskiem całego zła, ale nie jest też zupełnie czysty. Prezes Sipa uważa, że akurat u nas walkę z korupcją podjęto już ponad 10 lat temu i dlatego nie doszło do ogólnopolskiego skandalu. - Kilku sędziów musiało zakończyć karierę, kilku zawodników zawieszono. Nie jest to jednak takie łatwe, jak się wielu może wydawać: sam Związek nie jest w stanie nic zrobić, bo kluby po prostu boją się ujawnić przypadki korupcji! Obawiają się zemsty sędziów, którzy tworzą całą sieć powiązań i wzajemnych zależności. Często było tak, że wiedzieliśmy o propozycji sprzedania meczu, a nawet o samym sprzedaniu, ale za rękę nikogo nie mogliśmy złapać. Dlaczego? Bo nie było chętnych, żeby zeznawać przed stosowną komisją! Panowała zmowa milczenia. Pomimo tej zmowy milczenia pracę straciło prawie siedemdziesięciu arbitrów. Ciekawe były środki, jakimi kluby płaciły sędziom za przychylne decyzje. Pewien sędzia z Piotrkowa miał zagwarantowane bezpłatne naprawy samochodu w jednym z warsztatów, kolejny gustował w wędlinach produkowanych przez jednego ze sponsorów, przy czym największym jego uznaniem cieszyła się kaszanka, a jeszcze inny został degustatorem wina wytwarzanego przez firmę sponsorującą klub, od którego brał pieniądze. Na piłce znają się wszyscy Jednak czy tylko korupcja spowodowała, że polska piłka jest, gdzie jest? - Jest wiele przyczyn takiego stanu rzeczy - uważa W. Motyka. - Po każdym większym niepowodzeniu reprezentacji wraca temat szkolenia młodzieży. I to jest moim zdaniem jeden z najpoważniejszych problemów naszego futbolu: młodzież po pierwsze już nie tak chętnie garnie się do piłki, bo ma wiele innych atrakcji i coraz większe wymagania, a po drugie ciężko o dobrego instruktora, któremu opłacałoby się szkolenie dzieci od podstaw. A ciężko, bo taki instruktor zarabia 200 - 300 zł na miesiąc? To śmieszna suma. - W naszym kraju na futbolu znają się wszyscy - mówi Artur Lamch, - ale mało jest osób, które naprawdę chcą coś zrobić. Owszem, można narzekać na PZPN, można krzyczeć na trybunach "J...ć, j...ć", ale co to da? To tylko upust własnej frustracji, ale jakie są tego efekty? Nawet na boiskach małych klubów spod Piotrkowa grupki kibiców śpiewają, co trzeba zrobić z działaczami. Ja też uważam, że w Związku jest za dużo kolesiostwa, układów i układzików, ale to dotyczy raczej tzw. warszawki niż związków okręgowych. Śpiewy niewiele dają, trzeba zmienić system, a to nie jest takie proste, tak jak nie jest prosta struktura PZPN. Winien tylko PZPN? Śpiewy rzeczywiście na razie niewiele dają, chyba że upust krzyczącej i sfrustrowanej publiczności. Jednak czy to właśnie tylko PZPN należy obarczać winą za to, co kibice teraz mają? Kibice mówią: "Nie jesteśmy przeciw reprezentacji, jesteśmy przeciw Związkowi". A czy przypadkiem reprezentacja nie jest drużyną związkową? Kibice twierdzą, że ze "znienawidzonym PZPN-em nie utożsamiają klubów". Czy to logiczne? Przecież PZPN nie zabraniał dobrych występów polskich klubów na arenie międzynarodowej i nie nakazywał odpadać w rundzie przedwstępnej. Swoje robią też dziennikarze atakujący dziś najbardziej znany związek w Polsce, którzy często nie mają pojęcia, o czym mówią i piszą. Ale fajnie jest dowalić komuś, komu dowalają wszyscy. Medialne ataki powodują z kolei wycofywanie się sponsorów drużyny narodowej.