Braci różniła forma wyrażania emocji, łączyły - ta sama wrażliwość, sposób postrzegania świata i opowiadania w nim o człowieku. Bardzo osobisty charakter miało spotkanie, które odbyło się w sobotni wieczór w sali klubowej MDK. Jego bohaterem był Stanisław Różewicz. Choć wybitnego reżysera nie ma już wśród nas, na spotkanie z radomszczanami przyjechał jego syn, Paweł Różewicz. Byli też przyjaciele, aktorka Hanna Mikuć, która - jak mówiła - zaistnienie na ekranie zawdzięcza właśnie Stanisławowi Różewiczowi, oraz reżyser Wojciech Marczewski, jeden z członków kierowanego przez Różewicza Zespołu Filmowego "Tor". Marczewski był również studentem pana Stanisława w szkole filmowej. Goście chętnie dzielili się wspomnieniami związanymi z wybitnym reżyserem. Spotkanie poprzedził film o Stanisławie Różewiczu w reż. Antoniego Krauzego "Idąc, spotykając...". - Trochę niezręcznie mi mówić, bo to film o moim ojcu, ale on był właśnie taki jak na ekranie - mówi Paweł Różewicz. Opowiadał przy tym, jaki Stanisław Różewicz był w domu. Swoją opowieść przeplatał krótkimi historiami z codziennego życia Różewiczów. - Tata nigdy nie zabiegał o popularność, sławę. Dla niego najważniejszy zawsze był sam akt tworzenia, to sztuka wypełniała jego życie - mówił Paweł Różewicz. Podobnie zapamiętała go Hanna Mikuć. Aktora znana m.in. z "Kobiety w kapeluszu", "Pensji pani Latter". - Pan Stanisław chętnie obsadzał w swoich filmach aktorów nieznanych szerszej grupie publiczności. Znajdował ich na przedstawieniach nawet szkolnych. Ja też jestem taką aktorką, którą znalazł pan Stanisław. Nie mam siły przebicia, nie umiem zabiegać za wszelką cenę o rolę. Pan Stanisław najpierw obsadził mnie w małej rólce w filmie "Ryś". Powiedział, że jeżeli się sprawdzę to zagram coś większego. I rzeczywiście później była duża rola w "Pensji pani Latter", a główna rola w "Kobiecie w kapeluszu" była już pisana z myślą o mnie - opowiadała Hanna Mikuć. O szczególnej więzi ludzi pracujących z Różewiczem mówił też Wojciech Marczewski. - Kiedy uczył mnie w szkole filmowej, myślałem, że mnie nie lubi. Tym bardziej byłem zaskoczony, kiedy zaprosił mnie do swojego zespołu filmowego. To było dla mnie ogromne wyróżnienie - mówił Marczewski. - To był człowiek, który nienawidził patosu, wielkich gestów, był szczery i prawdziwie otwarty na innych - wspominał. Wojciech Marczewski miał też niespodziankę dla Pawła Różewicza. Przekazał mu odebrane podczas ubiegłorocznego Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni, a przyznane Stanisławowi Różewiczowi za całokształt twórczości Platynowe Lwy. Sam reżyser nie mógł już ich wtedy osobiście odebrać. W rozmowę z gośćmi szybko włączyli się też radomszczanie i we wspomnieniach Stanisław Różewicz raz jeszcze powrócił do swojego rodzinnego miasta. Poezja, proza, muzyka Twórczość Tadeusza Różewicza nie należy do najłatwiejszych. To nie są proste, łatwo wpadające w ucho teksty. To utwory wysublimowane, wymagające od odbiorcy podjęcia z ich autorem interpretacyjnej gry. Nad tym, co pisze Różewicz, nie można jednak przejść obojętnie. Poeta często w sposób brutalny demaskuje ludzkie zakłamanie, pozory, fałsz. Twórczość Tadeusza Różewicza na festiwalu pokazywana była bardzo różnorodnie. Jego teksty śpiewała Karolina Cicha podczas koncertu "Do ludożerców". W niedzielny wieczór na scenie z monodramem "Przyj, dziewczyno, przyj..." zaprezentowała się Wioletta Komar. Aktorka ze słupskiego Teatru Rondo w niebanalny sposób oddała charakter i niuanse twórczości Tadeusza Różewicza. Spektakl w reżyserii Stanisława Miedziewskiego to kompilacja kilku tekstów pisarza. Wioletta Komar podczas ponadgodzinnego spektaklu przeistaczała się nie tylko poprzez zmianę kostiumów. Zmieniała tożsamości, osobowości, dzięki czemu przedstawienie stało się uniwersalną opowieścią o współczesnym człowieku. O jego tęsknotach, marzeniach, ale też o bezkompromisowych próbach zaspokojenia własnych ambicji. Teksty Tadeusza Różewicza nabrały też nowego kształtu podczas głośnego ich czytania, które odbyło się w poniedziałek 12 października. A czytali aktorzy związani z Radomskiem: Przemysław Bluszcz, Paweł Binkowski i Adam Zych. Tu z kolei poznać można było nieco inne, prawie intymne, prywatne oblicze wielkiego pisarza. Obraz rodzinnego domu, wspomnienia dzieciństwa, przyzwyczajenia, codzienne życie. Z czytanych tekstów wyłaniał się obraz wrażliwego, ciekawego świata człowieka, z sentymentem zaglądającego w przeszłość i szukającego w niej korzeni własnej tożsamości. Spektakl wzruszał, czasem bawił, skłaniał do refleksji. Prostymi środkami artyści przekazywali to, co w tekstach Różewicza jest najważniejsze, prawdę o złożoności ludzkiej natury i kryjących się w jej zakamarkach tajemnicach. Dzięki pięknej interpretacji teksty na scenie ożywały. Wszystko dopełniał wyświetlany za plecami czytających aktorów niemy film przedstawiający idącego ulicami Radomska, filmowanego od tyłu, opierającego się o lasce starszego człowieka... Jego spacer rozpoczął się, kiedy wysiadł z pociągu na radomszczańskim dworcu... Choć nie można było zobaczyć jego twarzy, skojarzenia były jednoznaczne. Podczas przedstawienia subtelnie na wiolonczeli grała Julia Wasiljew. Przedstawienie wyreżyserowała Anna Wieczur-Bluszcz. Festiwal był też okazją do podsumowania ogłoszonego kilka miesięcy temu Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Janusza Różewicza. Zwyciężył Jacek Kawecki z Rudy Śląskiej. Nagrodą jest wydanie tomiku poetyckiego. Jolanta Dąbrowska