Strajk rozpoczął się w poniedziałek o godz. 8. Do łóżek pacjentów lekarze i pielęgniarki mają wrócić po siedmiu godzinach. Tak ma być codziennie, do momentu spełnienia postulatów płacowych pracowników szpitala. - W lipcu rozpoczęliśmy spór zbiorowy z nadzieją, że uzyskamy podwyżki. Nasze oczekiwania były duże, jednak rokowania z dyrekcją zakończyły się podpisaniem protokołu rozbieżności. Później przystąpiliśmy do rokowań z udziałem burmistrza Głowna. Doszło do daleko idących ustępstw z naszej strony. Choć zarobki w szpitalu nie są duże - średnia pensja lekarza to 2 tys. zł brutto, a pielęgniarki 1,3 tys. zł brutto - to zgodziliśmy się na podwyżki w wysokości 500 zł brutto. Dyrektor nie chce nam ich jednak przyznać na stałe, tylko do końca roku, w formie aneksów do umów o pracę - powiedział dr Grzegorz Klejny. Jego zdaniem, "wystarczyło trochę dobrej woli, by dojść do porozumienia". Dyrektor szpitala Jacek Kupis wyjaśnił, że nie mógł pracownikom dać podwyżek na stałe, gdyż od nowego roku szpital zostanie przejęty przez nowego właściciela, któremu nie możne narzucać wysokości zarobków zatrudnionego personelu. - W ubiegły wtorek została podpisana umowa dzierżawy z podmiotem zewnętrznym, który od nowego roku przejmie szpital i będzie prowadził działalność w zakresie nie mniejszym, niż do tej pory. Nie odpowiem teraz na pytanie, co będzie z pracownikami, którzy podjęli akcję strajkową. Po jej rozpoczęciu nie byłem w stanie zapewnić właściwej opieki pacjentom na oddziale internistycznym i dlatego podjąłem decyzję o jego ewakuacji - powiedział Kupis. Zdaniem lekarzy ewakuacja nie była konieczna, gdyż pacjenci mieli zapewnioną opiekę. - Na ewakuowanym oddziale jest dwóch lekarzy, w tym jeden kardiolog, którzy nie mogą brać udziału w strajku, ponieważ są zatrudnieni na umowę zlecenie. Na pozostałych oddziałach cały czas są ordynator i oddziałowa, a po siedmiu godzinach do pracy wróci pozostały personel. Jest więc ciągła opieka nad chorymi. W ciągu 25 lat pracy w tym szpitalu wielokrotnie pracowałem w dwuosobowym składzie i nikt nawet nie myślał o ewakuacji pacjentów. Dziwne jest też to, że podjęto decyzję o ewakuacji tylko oddziału wewnętrznego. Nie ja jednak o tym decyduję - powiedział Klejny.