Prokuratura zarzuca im naruszenie miru domowego i zniszczenie mienia. Grozi za to kara do pięciu lat więzienia. We wtorek przed Sądem Rejonowym w Bełchatowie miał się rozpocząć proces 17 działaczy Greenpeace. Do sądu nie przyjechał jednak żaden z oskarżonych, a ich obrońca poinformowała o propozycji ugody. Do wniosku ekologów przychylili się prokuratura i pełnomocnik elektrowni. W związku z tym sąd odroczył proces i wyznaczył mediatora, któremu dał miesiąc czasu na podjęcie mediacji. W lipcu 2007 r. kilkunastu działaczy organizacji Greenpeace, domagających się zmiany polityki energetycznej rządu, przedostało się przez ogrodzenie na teren Elektrowni Bełchatów. 10 osobom udało się wejść na jedną z ponad 100-metrowych chłodni kominowych. Tam założyli stanowiska alpinistyczne i spuścili się po linach. Przez kilka godzin malowali farbą na kominie napis "Stop CO2". Policjanci prowadzili z ekologami negocjacje, ale nie przyniosły one rezultatów. Późnym popołudniem działacze Greenpeace zawiesili na kominie baner z nazwą swojej organizacji i zakończyli protest. Tłumacząc swoją akcję, mówili, że domagają się zmiany polityki energetycznej, po to "by takie elektrownie, jak ta w Bełchatowie, już więcej nie działały, i po to, aby przestawić się na odnawialne źródła energii, dzięki którym będziemy chronić nasz klimat". Części ekologom przedstawiono zarzut naruszenia miru domowego, innym - dodatkowo zarzut zniszczenia mienia. Grozi za to kara do pięciu lat więzienia. Wśród oskarżonych - oprócz Polaków - są obywatele m.in. Słowacji, Węgier, Austrii i Niemiec. Działacze Greenpeace przyznają, że weszli na teren elektrowni i wymalowali napis. Twierdzą jednak, że nie mieli zamiaru zniszczyć mienia. Ich zdaniem "ochrona klimatu nie jest przestępstwem". Elektrownia oceniła straty w wyniku akcji ekologów na ponad 40 tys. zł. W związku z tym, domagać się chce od nich naprawienia szkody.