Został on uznany winnym tego, że jako członek Rady Nadzorczej WFOŚiGW (z ramienia sejmiku) swoimi błędnymi decyzjami gospodarczymi i finansowymi dotyczącymi Projektu Pilica oraz inwestycji rodziny Grabków doprowadził do strat w mieniu WFOŚiGW szacowanych aż na około 15 milionów złotych. Proces, który zakończył się w ubiegłym tygodniu wyrokiem, poprzedziło trwające 4 lata, wielowątkowe i skomplikowane śledztwo. W czerwcu 2005 roku do sądu trafił akt oskarżenia, proces trwał ponad 3 lata. Polityka pomimo podejrzeń Ta sprawa jakoś dotąd nie szkodziła karierze polityka, który był i nadal jest bardzo aktywny. Edward G. był już radnym Sejmiku w latach 1998-2006, wcześniej sprawował również mandat posła na Sejm PRL (lata 1985-1989) i II kadencji Sejmu RP (1993-1997). Ponadto jest członkiem centralnych władz Krajowego Związku Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych, Zarządu Wojewódzkiego PSL, wcześniej trzykrotnie zasiadał w Radzie Naczelnej Stronnictwa, jest członkiem Rady Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego. Jeśli wyrok zostanie utrzymany w mocy w sądzie II instancji, oznaczać to będzie koniec politycznej kariery Edwarda G. Przypomnieć warto, że stosunkowo niedawno, bo 18 listopada ubiegłego roku Edward G., został zaprzysiężony na radnego na ostatnim posiedzeniu Sejmiku Wojewódzkiego w Łodzi. Zastąpił wtedy partyjnego kolegę Tadeusza Gajdę. Zmianę wymusił prawomocny wyrok za "głosowanie na dwie ręce" w Sejmie dla byłego posła PSL, a od dwóch lat radnego wojewódzkiego - właśnie Tadeusza Gajdy. Przypomnijmy, że wyrok zapadł dopiero po 16 latach ze względu na fakt, że wcześniej Gajdę chronił immunitet poselski. Radny zobowiązał się, że odda wszystkie pieniądze z diet, które bezprawnie pobierał od kwietnia tego roku - i musiał opuścić stołek. Teraz coraz bliżej kompromitacji jest G.. Ciasno na ławie oskarżonych Edwar G. siedział na ławie oskarżonych wespół z 23 innymi decydentami z WFOSiGW, wśród których był m.in. były poseł Andrzej P. były szef łódzkiego SLD. Zarzuty im przedstawione dotyczyły niegospodarności i przeznaczania pieniędzy na cele niezgodne ze statutem funduszu. Inwestycje okazały się chybione i przyniosły wielomilionowe straty. Według prokuratury, w wyniku działalności oskarżonych w latach 1999-2000 fundusz stracił ponad 42 mln zł. Przypomnijmy, że według prokuratury Andrzej P., jak i były marszałek województwa Waldemar M, też z SLD, mieli wpływać na decyzje podejmowane przez prezesa WFOŚiGW Marka K. 20 pozostałych oskarżonych miało uczestniczyć w procesie decyzyjnym. Zdaniem śledczych najwięcej fundusz stracił na zakupie papierów dłużnych spółki Leasco SA, co miało związek z zamiarem przejęcia pakietu kontrolnego akcji Banku Częstochowa oraz zakupu od kilku spółek i osób prywatnych 218 tys. akcji tego banku po cenie znacznie przewyższającej cenę giełdową akcji. Fundusz stracił na tych operacjach prawie 28 mln zł. Zarzuty stawiane byłym władzom funduszu dotyczyły również sprawy udzielenia dwóch pożyczek - łącznie ponad 8,4 mln zł - na zakład utylizacji odpadów poubojowych w Zgierzu należącego do rodziny "króla żelatyny" Kazimierza Grabka. Oskarżeni byli oni również w sprawie udzielenia prawie milionowej pożyczki firmie odzieżowej Pilica w Tomaszowie Mazowieckim oraz kupno akcji tej spółki za 5 mln zł. Prokuratura oskarżyła też b. barona SLD Andrzeja P. o wyłudzenie wspólnie m.in. z Markiem K. na podstawie fikcyjnych umów 40 tys. zł z kasy Agencji Poszanowania Energii, jednej ze spółek-córek funduszu. Absurdalny był również wyjazd całej ekipy na szkolenie na Cypr w temacie odsalania wody morskiej. W wyjeździe uczestniczył również Edward G.- o czym w NŁ pisaliśmy. Rozrzutność w wydawaniu publicznych pieniędzy we wszystkich przypadkach potwierdziła się. Prokurator żądał więcej Prokurator żądał dla oskarżonych kar od roku w zawieszeniu do siedmiu lat więzienia; chciał także, aby zwrócili oni funduszowi 38 mln zł. W śledztwie i przed sądem większość oskarżonych nie przyznała się do winy. Andrzej P. wyjaśniał, że tylko interweniował w sprawach funduszu, natomiast były marszałek województwa twierdził, że zarzuty wobec niego opierają się na pomówieniach Marka K. i stał się on "kozłem ofiarnym" afery w funduszu. Sąd Okręgowy skazał 16 osób na kary od 11 miesięcy w zawieszeniu do czterech lat bezwzględnego więzienia. Najsurowszy wyrok - cztery lata bezwzględnej kary pozbawienia wolności - otrzymał Andrzej P., który - zdaniem śledczych - wydawał polecenia m.in. byłemu szefowi funduszu, aby podejmować inwestycje, na których instytucja straciła dziesiątki milionów zł. Ma on także zapłacić 250 tys. zł tytułem naprawienia szkody, 60 tys. zł grzywny i ma 10-letni zakaz zajmowania stanowisk m.in. w organach samorządu terytorialnego i Funduszu. Łódzki sąd uniewinnił pięcioro oskarżonych, w tym byłego marszałka województwa z ramienia SLD Waldemara M. i byłego szefa łódzkiego PSL Wiesława S. Wobec dwóch innych oskarżonych odstąpił od ukarania. Najniższą karę sąd wymierzył byłemu prezesowi funduszu Markowi K., który współpracował w tej sprawie z prokuraturą i zastosowano wobec niego nadzwyczajne złagodzenie kary. Ma on też naprawić szkodę w wysokości 300 tys. zł i zapłacić 60 tys. zł grzywny. To była sprawa polityczna Sąd uzasadniając wyrok zaznaczył, że sprawa ma na pewno podłoże polityczne, bo polityka legła u podstaw znacznej części czynów zarzucanych oskarżonym. Sędzia przypomniał wyjaśnienia prezesa Funduszu Marka K., który mówił, że "Fundusz jest praktycznie folwarkiem i źródłem pozyskania środków dla działaczy politycznych". Przypomnijmy, że wszystko działo się w czasach, gdy w województwie rządziła koalicja SLD - PSL. Sąd uznał jednocześnie, że główny oskarżony nie działał z chęci zysku, ale z pobudek społecznych i politycznych. Sędzia mówił, że choć nie było służbowej zależności między nim a Markiem K., to wiadomo było, że stanowisko prezesa funduszu zależało jednoznacznie od Andrzeja P., ówczesnego regionalnego lidera SLD. Wyrok nie jest prawomocny. Sąd ogłaszał go z uzasadnieniem przez kilka godzin. Obrońcy większości ze skazanych prawdopodobnie złożą apelacje. Edward G. ciągle w minionych latach był aktywny: uczestniczył w dziesiątkach spotkań organizacji społecznych i politycznych na Ziemi Łowickiej. Często przy tych okazjach publicznie utrzymywał, że się sądu nie boi i że jest niewinny. Można więc się spodziewać, że złoży apelację od wyroku. Na razie nie wiadomo, czy od wyroku odwoła się też prokuratura, która w jego wypadku domagała się kary... eb