Ale jest jeszcze druga Łódź - ta, z której młodzi uciekają. Maleje liczba mieszkańców - 10 lat temu żyło ich tu ponad 800 tysięcy. Jest Łódź bezrobotnych, miasto zaniedbanych, odrapanych kamienic z podwórzami studniami. Prezydentura kontynuacji? W pierwszym sondażu przedwyborczym liderem w wyścigu do fotela ojca miasta okazał się urzędujący prezydent. Jerzy Kropiwnicki zebrał 31 proc. głosów ankietowanych łodzian i wyprzedził kandydata PO Krzysztofa Kwiatkowskiego (25 proc.), kandydata lewicy Krzysztofa Makowskiego (15 proc.), Piotra Misztala i Waldemara Bohdanowicza - po 4 proc. oraz Mirosława Orzechowskiego - 1 proc.. Na początku swej kadencji Kropiwnicki głosił hasło "Władza musi być przezroczysta", poprawił pracę magistratu i obsługę mieszkańców. Zrobił sporo dla promocji Łodzi (doskonałe relacje z Izraelem, pomnik ofiar łódzkiego getta). Może pochwalić się sukcesami ekonomicznymi - chociaż wiele z nowych inwestycji, zmniejszających bezrobocie, to w dużej mierze zasługa poprzedników (Dell, Manufaktura - co do tej drugiej, mało kto pamięta, że Kropiwnicki nie należał do jej zwolenników). Prezydent dba o swój wizerunek - polityka godnego, zatroskanego o los miasta, unikającego przepychanek (mało kto już pamięta o tym, jaką awanturę rozpętał nominacją dyrektora Teatru Nowego). Sukces w sondażu to na pewno odczucie łodzian, że jego osoba gwarantuje kontynuację czegoś, co w końcu nie idzie źle. Startuje pod hasłem "Łódź zasługuje na sukces". Kto zaprzeczy, że nie? Obiecanki konkurentów Na ulicach miasta już widać kampanię wyborczą. Plakatów nie brakuje, ale doprawdy nie wiem, jak kandydaci ze swymi programami chcą dotrzeć do wyborców, żeby ich pozyskać. Hasła wyborcze są ogólnikowe i chociaż wiele obiecują, mało w nich konkretów. To znaczy: kandydaci wiedzą, CO trzeba zrobić dla miasta i jego mieszkańców, ale JAK? - to pozostaje ich tajemnicą. Główny konkurent urzędującego prezydenta, Krzysztof Kwiatkowski, to typowy kandydat PO: Platforma stawia na młodość. 35-letni wiceprezydent Zgierza koncentruje się na atakowaniu Kropiwnickiego, widać wierzy w pojedynek z nim w II turze głosowania. Startuje z hasłem "Nic, co łódzkie, nie jest nam obce". Obiecuje zmniejszyć bezrobocie o połowę, uczynić z Łodzi europejską metropolię, centrum kulturalne i gospodarcze. Miastem, gdzie młodzi ludzie po ukończeniu nauki pozostają i wiążą z nim swą przyszłość. Może jednak do drugiej tury wejść kandydat zjednoczonej lewicy, rówieśnik Kwiatkowskiego - Krzysztof Makowski, niegdyś najmłodszy w Polsce wojewoda i najmłodszy "baron" SLD. Startuje pod hasłem "Razem dla Łodzi - niech łączy nas Łódź". Chce być prezydentem - dobrym gospodarzem, znającym mieszkańców i ich problemy. Istotne punkty swego programu zawarł w podpisanym na jednym z łódzkich podwórek "Pakcie dla Łodzi". W wyborach startuje drugi kandydat lewicy, Tadeusz Matusiak. On jednak, podobnie jak i Waldemar Bohdanowicz, Piotr Misztal i Mirosław Orzechowski, raczej o II turze może tylko marzyć i walczyć o jak najlepszy wynik, "ciągnąc" listy kandydatów na radnych swoich komitetów wyborczych. A w Łodzi na 43 miejsca w Radzie Miejskiej jest aż 1029 chętnych! Co gnębi łodzian? Mieszkańcy grodu nad Łódką nie zwracają zbytniej uwagi na wyborcze plakaty. Nic na nich nie ma prócz twarzy kandydatów i hasełek-obietnic. Największym problemem łodzian jest bezrobocie, to jawne i ukryte, oraz niskie płace w porównaniu z innymi wielkimi miastami ("Proszę pana, przybyło nowych zakładów, ale one zatrudniają po kilkaset osób, potrzeba ich więcej albo paru dużych fabryk", "W gazetach pełno ogłoszeń, że szukają szwaczek - tych w Łodzi nie brakuje, ale wolą pracować na czarno, bo tylko wtedy zarobki są jakie takie"). Drugi, to mieszkania. Zbyt mało buduje się tanich, komunalnych, a wielu łodzian mieszka w warunkach jak w XIX wieku ("Ubikację mamy na podwórku, kran na korytarzu" - mówi mieszkanka ul. Włókienniczej), na peryferiach uliczki o gruntowych nawierzchniach z domami pozbawionymi kanalizacji. Kolejne problemy to komunikacja miejska (mimo poprawy, wciąż są głosy krytyczne) i drogi. Centrum zatłoczone, drogi tranzytowe biegnące przez miasto rozjeżdżane przez tiry, a na dodatek tego lata remontowano jednocześnie al. Włókniarzy i wiadukt na ul. Kopcińskiego, skutecznie paraliżując ruch na szlaku północ-południe po obu stronach centrum ("Gdybym chciał koniecznie zrobić wszystkim na złość, to lepszej rzeczy niż ten bajzel bym nie wymyślił" - usłyszeliśmy od łódzkiego taksówkarza). Jacek Michoń