Młodzi rodzice nie bardzo wiedzieli, jak zachować się w takiej sytuacji. Wydaje się, że wykorzystuje to szpital, który chce uniknąć odpowiedzialności za niedopilnowanie dziecka. Winą chce obarczyć rodzinę. Niedawno rodzinę Patryka odwiedziła kurator sądowa. Przyszła zobaczyć, w jakich warunkach żyje i jak sobie radzi. - Byliśmy bardzo zaskoczeni tą sytuacją - mówi pani Sylwia, mama Patryka. - Nie wiedzieliśmy skąd ta nagła wizyta. Jak się okazało, szpital złożył pismo do prokuratury, w którym opisywał życie rodziny. - Z tego co się dowiedzieliśmy, było tam napisane, że jesteśmy rodziną patologiczną, że pijemy i że nie odwiedzaliśmy dziecka zbyt często - wymienia pani Sylwia. - I pani kurator przyszła sprawdzić, jak jest naprawdę. Muszę powiedzieć, że oceniła nas pozytywnie. Rodzice Patryka nie mają wątpliwości, że to celowe zabiegi szpitala, aby uniknąć odpowiedzialności. - Jak można nam coś takiego zarzucić, nie będąc nawet u nas nigdy w domu? - nie kryje oburzenia pan Krzysztof, mąż pani Sylwii. - A że zbyt rzadko odwiedzaliśmy Patryka? Jeździliśmy tak często, jak pozwalały nam na to finanse. Nie mamy samochodu, a bilet autobusowy kosztuje. Jesteśmy na zasiłku i najzwyczajniej nie było nas stać, żeby odwiedzać Patryka codziennie. Najpierw jeździliśmy co tydzień, potem co dwa. - Zostawiliśmy dziecko pod opieką lekarzy i pielęgniarek, nie przypuszczaliśmy, że może go tam spotkać taka krzywda - dodaje matka chłopca. W domu rodzinnym Patryka nie przelewa się. Rodzina korzysta z pomocy MOPR. Młodzi rodzice, bez wykształcenia, którzy nie znają się na przepisach prawnych. Są zagubieni i nie wiedzą, jak dalej postępować. Ale chcą jak najlepiej dla Patryka. Nie chcą też, aby ta sprawa została wyciszona, a winni tej sytuacji nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności. - Media nagłośniły sprawę, zrobił się szum, ale co dalej - zastanawia się pan Krzysztof. - Z dnia na dzień obserwujemy, jak lekarze mówią co innego. Teraz zostaliśmy pozostawieni samym sobie. - Najbardziej zdenerwowało mnie to, że jak byłem odebrać wynik, lekarze mówili zupełnie coś innego - nie kryje wzburzenia pan Krzysztof. - W dniu, kiedy nas o sprawie poinformowali, usłyszeliśmy jasno, że Patryk został zgwałcony. Teraz już pojawiają się głosy, że prawdopodobnie, może, że do końca nie wiadomo. Nie zostali bez pomocy Rodzina od kilku lat korzysta z pomocy Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Piotrkowie. Również teraz, gdy rodzinę dotknęła ta tragedia, nie została bez opieki. - Zaraz po wydarzeniach w szpitalu rodzina otrzymała od nas wsparcie psychologa - mówi Ewa Lachowska, kierownik Zespołu Pomocy Środowiskom Rodzinnym. - Do Ośrodka Interwencji Kryzysowej trafiło zarówno dziecko, jak i matka, która bierze udział w terapii rodzinnej. Zdajemy sobie sprawę, że rodzina znalazła się w jeszcze cięższej sytuacji, dlatego zainteresowanie naszego pracownika, który ich odwiedza, jest większe. Wielokrotnie podpowiadaliśmy matce chłopca, jaki wniosek i gdzie ma złożyć, aby uzyskać dodatkowe pieniądze. Kierowaliśmy też do psychologów, aby jak najlepiej pomóc dziecku. Wsparcia udzielają także sąsiedzi, którzy pomagają, jak mogą. W tym tygodniu Patryk rozpoczął naukę. Zakwalifikował się na nauczanie indywidualne, więc nie jest narażony na przykrości, które mogłyby go spotkać w szkole ze strony kolegów. - Czasem słyszymy obraźliwe słowa pod adresem naszego syna - mówi matka chłopca. - Nie zwracamy na to uwagi, przecież to tylko głupi ludzie mogą tak mówić.