O tragedii informuje "Polska. Dziennik Łódzki". Pracujący nad sprawą policjanci, ze względu na dobro skrzywdzonej dziewczynki, nie chcą na razie udzielać zbyt wielu informacji. - Mogę tylko potwierdzić, że doszło do napadu - relacjonuje w rozmowie z gazetą Magdalena Zielińska, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. - Mama dziesięcioletniej dziewczynki martwiła się, że córka nie wraca o zwykłej porze ze szkoły. Wyszła jej szukać. Niedługo potem zauważyła dziecko błąkające się po ulicy. Córeczka była cała ubłocona, była też niekompletnie ubrana. Płakała. Została zabrana do szpitala - dodała policjantka. Ponieważ policja nie chce narażać dziecka na dodatkową traumę, nie zdradza żadnych szczegółów dotyczących danych dziecka. - Nie chcemy, by dziewczynka została w jakikolwiek sposób zidentyfikowana: gdzie mieszka, do jakiej chodzi szkoły - podkreśla funkcjonariuszka. Z ustaleń dziennikarzy "Dziennika Łódzkiego" wynika, że dziecko zostało zabrane przez karetkę wezwaną przez matkę, wprost z ulicy, o godzinie 17.08. Przeprowadzone wieczorem badania potwierdziły, że dziecko stało się ofiarą gwałtu, a jego obrażenia świadczyły o wyjątkowo brutalnej napaści. Ze względu na stan dziewczynki, policjanci nie mogli jeszcze przeprowadzić z nią rozmowy. By mogło w ogóle do niej dojść, potrzebna jest zgoda lekarzy i obecność psychologa. Jednak zdaniem funkcjonariuszy, dopiero po tej rozmowie będzie możliwe stworzenie portretu pamięciowego napastnika. Miejsce, gdzie doszło do napadu, to - jak informuje gazeta - wyjątkowo nieprzyjemna okolica. Istnieje prawdopodobieństwo, że bandyta właśnie dlatego tam zaatakował swoją ofiarę. Na miejscu od razu zjawiła się ekipa dochodzeniowo-operacyjna. Miejsce napadu zostało ogrodzone biało-czerwoną taśmą. Do akcji poszukiwawczej niezwłocznie wkroczyli też policjanci, ale gwałciciela na razie nie udało się schwytać. Obława trwa.