Ustalono, że Krzysztof K. poznał 37-letnią Danutę T. przez internet; kobieta została zwabiona do mieszkania wynajmowanego przez małżeństwo i zamordowana. Sądy obu instancji uznały, że zabójstwa dokonał sam Krzysztof K., a nie - jak twierdziła prokuratura - oboje małżonkowie. Od wyroku sądu okręgowego, który zapadł w listopadzie ub. roku, odwołała się zarówno prokuratura, która dla obojga oskarżonych domagała się dożywocia, jak i obrona oraz oskarżyciel posiłkowy. Rozprawa apelacyjna i uzasadnienie wyroku było niejawne. Orzeczenie jest prawomocne. Danuta T. zaginęła 12 sierpnia 2011 r. Wychodząc z domu poinformowała bliskich, że jedzie do łódzkiej Manufaktury, gdzie ma spotkać się z poznanym przez internet mężczyzną. Kiedy nie wróciła, rodzina rozpoczęła poszukiwania. Tydzień później policyjny komunikat o poszukiwaniach wraz ze zdjęciem zaginionej pojawił się w lokalnych mediach. Wtedy już nie żyła. Ustalono, że kobieta spotkała się z Krzysztofem K. i razem pojechali do mieszkania małżonków K. Tam mężczyzna - po odbyciu z ofiarą stosunku płciowego - zaatakował ją; zadał cios młotkiem w głowę i udusił. W czasie zbrodni w mieszkaniu była także dwójka dzieci oskarżonych. Potem Krzysztof K. i jego żona posprzątali mieszkanie, zacierając ślady zbrodni, zawinęli zwłoki w koc i w nocy przenieśli do pobliskiego pojemnika na śmieci. Później zajęli się sprzedażą rzeczy ofiary. Jeden z telefonów komórkowych wstawili do lombardu; sprzedali też samochód ofiary, a wcześniej podrobili umowę kupna auta. Drugi telefon i GPS samochodu wystawili na sprzedaż na portalu aukcyjnym. Tam nawigację należącą do zaginionej zauważyła jej koleżanka. Policjanci, udając klientów, nawiązali kontakt ze sprzedawcą. Umówili się na spotkanie na terenie stacji paliw i zatrzymali Krzysztofa K. Zwłoki zamordowanej kobiety znaleziono dopiero kilkanaście dni później. W śledztwie mężczyzna przyznał się do winy. Początkowo mówił, że działał sam, a żona pomagała mu pozbyć się zwłok i sprzedać skradzione rzeczy. Później zmienił zdanie i obciążał zbrodnią także żonę. Kobieta nie przyznała się do udziału w zabójstwie. Prokuratura uznała, że małżonkowie realizowali wspólnie opracowany plan działania i domagała się dla nich dożywocia. Obrona chciała uniewinnienia od zarzutu zabójstwa. Sąd okręgowy uznał za wiarygodne pierwsze wyjaśnienia oskarżonego, w których przyznał, że to on uderzył kobietę młotkiem i udusił. Mówił wówczas, że jego żona nie brała udziału w zabójstwie. Wymierzając kobiecie karę dziewięciu lat więzienia, sąd uznał, że nie była ona zmuszana przez męża do zacierania śladów przestępstwa i w perfidny sposób chciała uzyskać korzyści majątkowe.