Sąd uznał, że mężczyzna działał z motywacji zasługującej na szczególne potępienie, bo chciał w ten sposób zemścić się na żonie, która - według oskarżonego - chciała go opuścić i zabrać dzieci. - Działanie, którym chcemy ukarać inną osobę w okrutny sposób, poprzez pozbawienia życia dziecka, nie może być ocenione inaczej jak tylko działaniem w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie - mówił sędzia Jarosław Papis. Oskarżony przyznał się do winy; wyroku wysłuchał ze spuszczoną głową. Proces ze względu na ważny interes prywatny, na wniosek matki zamordowanych dzieci, toczył się za zamkniętymi drzwiami; uzasadnianie wyroku było jednak jawne. Wyrok jest nieprawomocny; obrona nie wyklucza apelacji. Tragedia rozegrała się 21 grudnia 2010 roku w mieszkaniu w bloku przy ul. Szpitalnej w Łodzi. Policjantów zaalarmował znajomy rodziny, który dostał od swojego kolegi niepokojącego SMS-a - jego treść wskazywała, że mógł on zrobić krzywdę swoim dzieciom. W mieszkaniu znaleziono ciała dwojga dzieci: 4,5-letniej Dagmary i 7-letniego Wiktora; sekcja zwłok wykazała, że przyczyną ich śmierci było uduszenie. Na miejscu zatrzymano ojca dzieci Janusza T., byłego policjanta. Był pijany, miał dwa promile alkoholu w organizmie. 31-letniej matki, która jest policjantką, nie było w czasie tragedii w domu. Oskarżony w śledztwie przyznał się do winy. Mówił, że w przeddzień zbrodni podjął decyzję, że zabije swoje dzieci; zamierzał także popełnić samobójstwo. Najpierw odebrał ze szkoły 7-letniego syna, zaprowadził go do domu i tam udusił. Później odebrał córkę z przedszkola i ją również zamordował w mieszkaniu. Zrezygnował z próby samobójczej. W śledztwie mówił, że chciał w ten sposób zemścić się na żonie, ponieważ był przekonany, że zamierza go opuścić i wyjechać za granicę. Oskarżony nadużywał alkoholu. Prokuratura przedstawiła Januszowi T. dwa zarzuty zabójstwa. Mężczyzna został poddany obserwacji psychiatrycznej, ponieważ biegli nie potrafili w oparciu o jednorazowe badanie ustalić, czy był poczytalny w chwili zbrodni. Po kilkutygodniowej obserwacji uznali, że w czasie dokonywania zabójstw był poczytalny i może odpowiadać przed sądem. Przed sądem, podobnie jak w śledztwie, oskarżony przyznał się do winy. - Oskarżony swoim zachowaniem dał wszystkim nam do zrozumienia, że jest gotów popełnić najcięższą zbrodnię tylko po to, aby kogoś ukarać. Ukarać żonę za to, że przestała go kochać. Trafił celnie, ale zabił własne dzieci - mówił sędzia Papis. Sąd uznał, że tylko kara dożywotniego więzienia jest w tym przypadku sprawiedliwa. - Chodzi o to, aby ta kara odniosła skutek także w sferze kształtowania społecznej świadomości prawnej, aby była karą sprawiedliwą i odzwierciedlała krzywdę, jaką wyrządził oskarżony - dodał sędzia. Janusza T. od kilku lat jest na policyjnej emeryturze. Kilkanaście lat temu został odznaczony Krzyżem Zasługi m.in. za uratowanie dwójki małych dzieci z pożaru kamienicy przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi.