Potwierdziły się informacje, że ofiarami wypadku byli obywatele Ukrainy zatrudnieni w firmie przetwarzającej owoce i warzywa. W większości były to osoby w wieku 21-30 lat. Najstarszą ofiarą była 44 letnia kobieta. - Dzięki dokumentom od pracodawcy i z urzędu wojewódzkiego oraz pomocy osoby mieszkającej z ofiarami udało się wstępnie zidentyfikować osiem osób. Ze względu na stan zwłok są natomiast problemy z identyfikacją dziewiątej ofiary, którą jest mężczyzna. Być może w tym przypadku konieczne będzie przeprowadzenie badań DNA. Decyzję w tej sprawie podejmie prowadząca postępowanie prokuratura w Zgierzu - powiedział rzecznik łódzkiej prokuratury Krzysztof Kopania. Bus wjechał pod nadjeżdżający pociąg Dodał, że we wtorek rozpocznie się sądowo-lekarska sekcja zwłok ofiar wypadku, do którego doszło w poniedziałek przed godziną 6 rano. Z dotychczasowych ustaleń śledczych wynika, że w przystosowanym do przewozu sześciu osób fordem transitem jechało do pracy dziesięć osób. Na niestrzeżonym przejeździe kolejowym w Bratoszewicach pojazd wjechał pod nadjeżdżający pociąg relacji Łowicz Główny - Łódź Kaliska. Na miejscu zginęło osiem osób jadących busem - pięć kobiet i trzech mężczyzn. Dwie pasażerki przeżyły wypadek i zostały przewiezione do szpitali w Łodzi i Zgierzu. Kilka godzin po wypadku kobieta w łódzkim szpitalu zmarła. - Wstępne ustalenia wskazują na to, że to kierowca busa najprawdopodobniej nie zachował ostrożności i nie zatrzymał się przed przejazdem kolejowym, mimo znajdującego się tam znaku "STOP". Wszystko wskazuje na to, że sposób oznakowania przejazdu był prawidłowy i zachowane zostały na nim warunki bezpieczeństwa. Wiemy, że pociąg był sprawny i poruszał się z prędkością ok. 79 km/h; dozwolona prędkość na tym odcinku to 90 km/h. Oznakowanie przejazdu będzie jednak jeszcze szczegółowo sprawdzane - wyjaśnił Krzysztof Kopania. Krótkie ślady hamowania O winie kierowcy mają świadczyć m.in. bardzo krótkie ślady hamowania, już za znakiem STOP, oraz relacja świadka. Ustalono, że maszynista pociągu był trzeźwy. Nie wiadomo natomiast, w jakim stanie był kierowca busa. - Będziemy mogli to sprawdzić po przewiezieniu zwłok do zakładu medycyny sądowej i przeprowadzeniu wnikliwych badań - powiedział rzecznik łódzkiej prokuratury. Oprócz służb ratowniczych, policji i prokuratury na miejscu wypadku była też m.in. wojewoda łódzki Jolanta Chełmińska. Przed południem przyjechał radca-konsul ambasady Ukrainy w Warszawie Serhij Miniajło, który zapewnił, że rodziny ofiar mogą liczyć na pomoc ukraińskiej ambasady. - Z tego co wiemy, kilka osób miało obywatelstwo ukraińskie. W firmie, w której byli zatrudnieni pracowały jednak również osoby innej narodowości. Przy pełnej współpracy z łódzkim urzędem wojewódzkim musimy więc ustalić teraz dane ofiar. Później będziemy pomagali rodzinom w przyjeździe i transporcie zwłok naszych obywateli do kraju - powiedział Serhij Miniajło. Po wypadku trasa kolejowa Łódź - Łowicz była nieprzejezdna przez osiem godzin. Pociągi dalekobieżne kursowały okrężną drogą. W ruchu lokalnym na odcinku Głowno - Stryków PKP zorganizowały zastępczą komunikację autobusową. Normalny ruch pociągów został przywrócony tuz przed godz. 14.