Mówi się o nich "dzieci ulicy". Niekoniecznie z własnego wyboru spędzają czas i bawią się na ulicach i zaniedbanych podwórzach. Przejmują wzorce osobowe przypadkowych osób - nie zawsze dobre. Pracę z dziećmi spędzającymi większość swojego czasu na ulicy podjęli w Łowiczu streetworkerzy Monika i Robert Cieślarowie. Od razu "poszli ostro" i odwiedzali dzieci na podwórkach na tyłach Bielawskiej. Oboje mają wykształcenie pedagogiczne i ukończone specjalistyczne szkolenia z zakresu pedagogiki ulicy - streetworkingu. Sami piszą projekty, otrzymują dofinansowanie i sami też chodzą na podwórka ulicy Bielawskiej. Od grudnia ubiegłego roku do kwietnia realizowali projekt "Granie kontra rozrabianie", teraz spotykają się z ośmioosobową grupą dzieci w ramach programu "Czysty zysk", którego koordynatorem jest Robert. Oboje zgodnie twierdzą, że ta praca ma wielki sens i powoli przynosi efekty. - To nie są złe dzieci - powtarzają. Co robią podczas spotkań z dziećmi z podwórek Bielawskiej? Po co tam chodzą? Marchewa nauczy hip-hopa Jedenastoletnia Diana pobiegła po płyty CD z muzyką. - Będziecie mieli z czego wybierać. Będziecie mogli wybierać ze wszystkich... - krzyczy biegnąc w stronę domu. Po kilku minutach wraca dumna z zestawem płyt w pudełku i wręcza je "Marchewie" - studentce z Łodzi, która w ramach warsztatów będzie ich dzisiaj uczyć tańczyć samby. - Zaraz wam włączę jakieś disco-polo albo hip-hopa, bo też mam. Będziemy się uczyć tańczyć. Marchewa, nauczysz mnie tańczyć hip-hopa? - pyta. Za chwilę jednak zajmuje się rozmową ze starszym kolegą z podwórka i całkowicie przestaje się interesować nauką tańca. Ponieważ z pomysłu nauki tańca niewiele wychodzi, streetworkerzy szybko proponują inne zajęcie. Są na to przygotowani. Może na naukę tańca znajdzie się czas później? - Będziemy bawić się w kalambury. Wiecie co to są kalambury? To takie zgadywanki. Trzeba będzie coś pokazywać, albo rysować - wyjaśnia Monika Cieślar. Dzieciaki słuchają z zainteresowaniem. Dzieci są u siebie Zanim rozpocznie się zgadywanie, musi nastąpić podział na dwie grupy, które będą ze sobą rywalizować i zgadywać. Tutaj dzieciaki dobitnie pokazują, że są "u siebie" i to one dyktują warunki zabawy. - Ty, Robert idziesz do naszej drużyny - pokazuje palcem na Roberta Cieślara jedenastoletnia Diana. Mówi to tonem wskazującym na to, że nie zaakceptuje odmiennego zdania. - Ja nie gram, bo mi się nie chce i już - mówi 9-letni chłopak i wchodzi na pobliskie drzewo. Udaje, że gra go nie obchodzi, ale przysłuchuje się wyjaśnieniom i bacznie obserwuje, kto będzie w jakiej drużynie. - To znaczy gram... Będę zgadywał, ale nie chcę być w żadnej drużynie. Jak mi się będzie chciało to będę zgadywał - wyjaśnia już z drzewa. Wcześniej przygotowane hasła do kalamburów są losowane najpierw przez stretworkerów. Chcą "rozkręcić" zabawę i zaangażować w nią jak największe grono dzieciaków. Nie wszystkie dzieci to ich podopieczni z programu "Czysty zysk". Na podwórko przyszło też kilkoro innych dzieci - i nikt ich nie zamierza odrzucać. Będzie to wspólna zabawa. Jako pierwsza hasło z kartki pokazuje Marchewa, potem Robert, a potem któreś z dzieciaków. Mają do pokazania emocje: złość, samotność i inne. Pokazując "samotność" Robert sugeruje, że ktoś jest tylko jeden, że grupa jest obok. Padają odpowiedzi: "solo" - oznaczające bójkę 1:1, ktoś z tyłu rzuca: "ustawka", co w języku zbliżonym do środowisk kibolskich oznacza umówioną wcześniej bójkę pseudokibiców różnych drużyn. Dzieci, które wiele widziały Po chwili jeden z młodszych chłopaków zauważa na trawie nieopodal torebkę z klejem - zapewne do wąchania. Obydwaj śmieją się, najwyraźniej wiedzą do czego mogła służyć. Nie oznacza to jednak, że próbowali wąchać klej - to dobrzy chłopcy. Nie wszystkie dzieci z okolicznych podwórek, które są zakwalifikowane do dwóch grup w ramach projektu "Czysty zysk", przyszły na spotkanie. - Są o tej porze na myjce - zarabiają, albo gdzieś nad wodą - wyjaśniała latem Monika Cieślar. To oni są tutaj gospodarzami, nie muszą uczestniczyć we wszystkich zajęciach. "Myjka" to sposób zarabiania przy myciu szyb samochodów stojących przed przejazdami kolejowymi. Czasami jest to przejazd na 3 Maja, czasami w Arkadii.