Piotrkowianie, podobnie jak znaczna część imprezujących Polaków, znów bawią się przy "Jesteś szalona mówię ci", "Niech żyje wolność i swoboda" czy "O tobie kochana". Oczywiście nie wszyscy piotrkowianie... Tak (źle/dobrze - w zależności od upodobań należy wybrać swoją wersję odpowiedzi) jeszcze z nami nie jest. A jak jest? - Widać może nie modę, ale na pewno trend, polegający na zwiększonym, i to o bardzo, zainteresowaniu tą muzyką - mówi DJ Osa, od ponad 10-ciu lat grający w dyskotekach naszego województwa. - Mamy dziś mnóstwo miejsc, gdzie gra się discopolowe przeboje, a przecież jeszcze kilka lat temu czegoś takiego nie było... - Potwierdzam, że coraz więcej didżejów gra - z własnej woli bądź na życzenie ludzi - stare i nowe hity disco polo - przyznaje DJ z piętnastoletnim stażem, który woli pozostać anonimowy. - Ta żenada niestety powróciła do dyskotek, co wcale mnie nie cieszy, ale podejrzewam, że są prezenterzy, którzy tylko na to czekali... - To nie muzyka w moim stylu, ale faktem jest, że powraca na nią moda - uważa Andrzej Ziębakowski, piotrkowski DJ (od ponad 20-tu lat). - Coraz częściej proszą mnie o granie starych przebojów Boysów czy Top One ludzie w bardzo różnym wieku. I to nie tylko, jak się powszechnie wydaje, na wsiach. W samym Piotrkowie jest podobnie, choć na pewno więcej tej muzyki gra się na imprezach w mniejszych miejscowościach, nie mówiąc już o weselach: tam prawie 2/3 to piosenki z tego nurtu. Muzyka czasu przemian Nurtu, którego popularność zaczęła się w Polsce na początku lat 90. Niewykluczone, że na gruncie przemian społeczno-kulturalno-politycznych. - Każda rewolucja ma swoje ofiary i w tym wypadku należy uznać, że ofiarami stali się słuchający disco polo: muzyki kiczowatej, prostej, by nie powiedzieć wręcz prostackiej i po prostu dramatycznie słabej - mówi socjolog z Piotrkowa, Marcin Bauer. - Teksty wyśpiewywane przez tych "artystów", chociaż trudno ich artystami w ogóle nazwać, dotyczyły właściwie tylko jednego: ja kocham ciebie, ty kochasz mnie, ja bym chciała, a dlaczego ty nie... Trudno mi powiedzieć cokolwiek dobrego o tej muzyce. Może jedynym pozytywem istnienia czegoś takiego była poprawa, choć krótkotrwała, nastroju tych, którzy w wyniku przemian poczuli się odrzuceni. Z drugiej strony, słuchanie disco polo mogło ich wyalienować jeszcze bardziej, wszak ta odmiana muzyki uchodziła wówczas za szczyt bezguścia. Uchodziła, ale powoli przestaje uchodzić. Przynajmniej w niektórych kręgach. - Dzisiaj rzadko która dyskoteka w naszym regionie obędzie się bez disco polo - mówi DJ Osa. - Każdy właściciel pubu czy miejsca, gdzie można potańczyć chce, aby bawiło się jak najwięcej ludzi, a ci do zabawy potrzebują takich swojskich rytmów. Potrzebują poskakać przy "Mai" czy pośpiewać "Lato jest po to by kochać". Jeśli didżej tego nie gra, to sami go o to w końcu poproszą. To nowe zjawisko, bo jeszcze niedawno każdy by się wstydził nawet przyznać, że słucha, a dziś prosi o to prezentera. Puszka Pandory Boom na disco polo, czy też muzykę chodnikową, na dobre zaczął się w 1992 r., kiedy to stołeczna Estrada przy współpracy z Telewizją Polską zorganizowała w Sali Kongresowej "Galę Piosenki Popularnej i Chodnikowej". Ów spektakl pomyślany był jako kpina z gustu zwolenników tego rodzaju muzyki: scenografia nawiązywała do stereotypowych wyobrażeń na temat kiczu i odpustowości, wykonawców ubrano w jarmarczne stroje, a prowadzący koncert pozwalał sobie na drwiny. A jednak wszystko niejako wymknęło się spod kontroli? Mimo że "Gala?" wydawała się być apelem, by nie traktować poważnie piosenki chodnikowej, jej efekt przeszedł wszelkie, najśmielsze nawet oczekiwania. Publiczność była zachwycona i bawiła się wspaniale. Zrealizowany podczas imprezy program telewizyjny i nagrana wtedy kaseta wideo zrobiły temu nurtowi muzyki popularnej jeszcze większą reklamę. Znacznie wzrosła liczba sprzedawanych kaset (płyt CD jeszcze wtedy w powszechnym użyciu nie było), a bilety na trzy kolejne koncerty błyskawicznie wyprzedawano. Otworzono puszkę Pandory? Kolejne lata, to prawdziwy szał: każde miasto, każda mieścina miały swoje zespoły nagrywające piosenki o prostej linii melodycznej, banalnym tekście (w 99% o miłości) i często śpiewane przez wokalistę, który śpiewać nie powinien.