Piotrków. Jedna z krótkich uliczek w mieście. Duży dom z wyróżniającym się wśród innych ogrodzeniem. - Wszystko robiłem sam. Od A do Z - zaczyna rozmowę pan Kazimierz. - Sam zbudowałem dom. Zakładałem instalację elektryczną, wodę, gaz, nawet dach, rynny, ogrodzenie itp.- dodaje. Kolekcja jest ogromna Zanim zaczynamy główną rozmowę na temat pasji pana Kazimierza, oglądam wszystkie cenne eksponaty. Są wszędzie. W piwnicy, garażu, warsztacie i w domu. Budzą zachwyt. Te małe powojenne i te ponadmetrowe, potężne radia przedwojenne, które bardziej przypominają ozdobne meble niż sprzęty grające. Niektóre z nich są piękne, zadbane, z całym oryginalnym wnętrzem, inne pokryte pajęczyną, która jeszcze bardziej nadaje charakteru radioodbiornikom. Wszystkie jednak są bardzo zadbane. Te umieszczone w budynkach gospodarczych przykryte są kocami i materiałami, by nie uległy uszkodzeniu przez niską temperaturę. - Cała kolekcja składa się z około stu elementów. W jej skład wchodzą polifony, gramofony, liczne przedwojenne radia lampowe, radiostacje wojskowe. Mam też fonograf Edisona, który jest dla mnie bardzo cenny. Ponad pięćdziesiąt procent sprzętu działa i można go używać. Niektóre prawie w całości są oryginalne, dlatego oryginalny jest również dźwięk, jaki się z nich wydobywa. Nie używam tylko radiostacji wojskowych, bo nie chcę mieć kłopotów z prawem. Zresztą, żeby je użytkować, trzeba by mieć do nich odpowiednie elementy, których ja nie posiadam. Stanowią dla mnie tylko element kolekcjonerski - mówi pan Kazimierz. Dzięki uprzejmości pana Kazimierza jeszcze kilkanaście dni temu można było oglądać stare sprzęty w kościele przy ulicy Łódzkiej w parafii Miłosierdzia Bożego w Piotrkowie. Przez cztery niedziele po mszach świętych wszyscy chętni mogli nie tylko przypatrywać się, ale również posłuchać o historii i budowie każdego z nich. Pan Kazimierz to skromny człowiek i niechętnie się chwali, ale w tym wypadku jest czym. - Najstarszy eksponat z mojej kolekcji pochodzi z 1870 roku i jest to polifon z metalową płytą. Potem jest fonograf Edisona z 1905 roku, który kupiłem sobie w ubiegłym roku pod choinkę. To taki rodzaj dyktafonu. Jak na taki sprzęt, to nie kosztował dużo, ale dla mnie to sporo. Sprzedałem wtedy stary samochód i postanowiłem wzbogacić kolekcję. To wartościowe przedmioty. Jednak najcenniejsze dla mnie są te, które posiadam z domu rodzinnego. Mam takich kilka. Jeden z nich rodzice dostali po kuzynie, którego rozstrzelali Niemcy, inny z rodzinnych zbiorów. To z nimi mam związane liczne wspomnienia. Pamiętam z dzieciństwa, jak mieliśmy jedną płytę do gramofonu i słuchaliśmy jej non stop. Dziś mam ją wśród innych płyt. Oczywiście już nie nadaje się do odtwarzania, ale ma dla mnie wartość sentymentalną. Mam też radia z 1931 roku i młodsze - opowiada pan Kazimierz. Gramofony i talent po tacie Pan Kazimierz nie uważa, by miał talent do naprawiania starych sprzętów. Chociaż tchnięcie życia w przedwojenne radia wymaga niemałej wiedzy i trudu związanego ze zdobyciem oryginalnych akcesoriów lub - w razie konieczności - samodzielnego ich zrobienia. - Dlaczego zbieram stare sprzęty? Powiedziałbym, że chyba mam to w genach. Mój ojciec też gromadził tego typu akcesoria. Ja podpatrywałem, niejednokrotnie coś tam mu zepsułem. Potem uczyłem się sam z książek. Moja kolekcja wcale nie jest taka duża, są tacy, którzy mają o wiele obszerniejsze zbiory. Cieszę się jednak, że ponad połowa radioodbiorników działa. Jednak muszę przyznać, że dla kolekcjonerów to wcale nie jest najważniejsze. Każdy ze zbieraczy stara się, żeby to stare radio grało, żeby usłyszeć ten dźwięk, ale najważniejsze jest, żeby odbiornik radiowy miał jak najwięcej oryginalnych części. Czasem nie warto reperować go na siłę, bo straci na wartości. Wtedy to już nie jest oryginał. Są części, które się starzeją. Na przykład kondensatory. Wysycha elektrolit i sprzęt już nie chce grać. Wtedy żeby go uruchomić, trzeba by te kondensatory wymienić i wtedy jest to duża ingerencja we wnętrze sprzętu. Oczywiście można to zrobić, bez problemu. Jednak widać ślady lutowania. Dla kolekcjonera sprzęt nie musi działać. Są tacy ludzie, których nie zadowala dźwięk płynący z radia tranzystorowego. Oni uważają, że te lampowe mają inne, głębokie brzmienie. Ja nie mam takich wymagań - opowiada pan Kazimierz. Nie słucham radia Pan Kazimierz to typowy "szewc, który bez butów chodzi". Wydawałoby się, że oprócz sprzętów jest również pasjonatem wydobywających się z nich dźwięków. - Nie słucham radia prawie wcale. Nie mam na to czasu. Poza tym nie przywiązuję wagi do brzmienia, jest ono dla mnie bez znaczenia, ponieważ mam już słaby słuch - odpowiada pan Kazimierz. Piotrkowski kolekcjoner brak czasu tłumaczy działalnością gospodarczą, którą prowadzi. Z zawodu jest technikiem mechanikiem i ślusarzem remontowym urządzeń przemysłowych. Tym na co dzień zarobkowo się zajmuje. - Nie mam zbyt wiele czasu, by poświęcać się mojej pasji. Do swojego warsztatu idę, kiedy wszyscy już śpią albo oglądają telewizję. Dlaczego się tym zajmuję? To jest dla mnie taka odtrutka, taka terapia zajęciowa. Daje mi zapomnienie od złych chwil, które w życiu przeżyłem - kończy rozmowę pan Kazimierz. Ewa Tarnowska