- Okoliczności ostatniego pożaru rzeczywiście wskazują na podpalacza - przyznaje st. kpt. inż. Piotr Olejniczak, naczelnik Wydziału Operacyjno-Szkoleniowego Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej. Przy Wschodniej 18 paliło się już pięć razy w ciągu ostatnich trzech lat. W grudniu w pożarze zginęły trzy osoby. Od razu pojawiła się plotka, że podpala ktoś właśnie z tej kamienicy, bo za spalone mieszkanie dostanie nowe. A w okolicy ostatnio paliło się dziesięć razy. Piotr Olejniczak bagatelizuje, że tak naprawdę tylko trzy podchodzą pod tezę o podpalaczu. - To może być ktoś miejscowy, kto świetnie zna okolicę - mówi podins. Mirosław Micor z Komendy Miejskiej Policji w Łodzi. Na ul. Wschodniej bez problemu można wejść do większości bram i kamienic, podwórka tworzą swoisty labirynt, którym można przedostać się np. do Piotrkowskiej. Da się też wejść na dachy kamienic. Czyli... rozpłynąć się. Dlatego ujęcie sprawcy może graniczyć z niemożliwością. - Znam te podwórka od dziecka. Pamiętam bójkę sprzed lat. Ganiało się po dwudziestu chłopa. Jedna grupa wpadła do bramy i zniknęła - mówi chłopak z jednej z kamienic. Jak wszyscy, z którymi rozmawialiśmy na ul. Wschodniej, woli nie podawać swojego nazwiska. Przecież za pożarami może stać ktoś, kto go zna, a później chcieć się zemścić... - Tu wszyscy się boją - dodaje kobieta z wnuczką. Mieszka na Wschodniej, ale dalej od kamienicy, gdzie ostatnio się paliło. Na Wschodniej huczy. Ludzie zastanawiają się kto podpala, dlaczego, jak podkłada ogień. No i kiedy - i czy - uderzy kolejny raz. Sprawie bardzo pilnie przygląda się łódzka policja. - Ale nie będę zdradzał szczegółów pracy operacyjnej - zastrzega podinsp. Micor. Poszukiwanie potencjalnego sprawcy może być niezwykle trudne. Przypomnijmy, że policja podpalacza altanek w ogródkach działkowych na ul. Milionowej łapała półtora roku. Niby łatwiej, bo teren otwarty, żadnych bram i możliwości ucieczki. Ale przez kilkanaście miesięcy akcje, zasadzki, pułapki i prowokacje nie pomagały. Michał Bogusiak