MFS-K skłonna jest, na wniosek miasta, rozwiązać umowę wieczystej dzierżawy nieruchomości za porozumieniem stron. Jeśli jednak dojdzie do porozumienia, miasto będzie musiało oddać fundacji poniesione koszty na renowację baszty, za pobudowane ogrodzenie i uporządkowanie terenu. Czy jednak radni zdecydują, że miasto powinno utrzymywać zabytkowy obiekt i zorganizować na terenie przy nim ogródek jordanowski lub prowadzić inną działalność? Już po pierwszym spotkaniu członków komisji społecznej Rady Miejskiej, na którym przedstawiona została informacja o sytuacji terenu z basztą, widać, że zdania radnych mogą być w tej kwestii odmienne. - Zastanówmy się, czy miastu potrzebna jest baszta. Pamiętajmy, że są to koszty - mówił na poniedziałkowym (18 lutego) posiedzeniu komisji radny Piotr Pochwała. Sprawa ma być omawiana również na innych komisjach oraz na jednej z najbliższych sesji. - Proponuję nie dzielić już teraz skóry na niedźwiedziu. Najpierw musimy poznać ostateczną decyzję fundacji - zakończyła dyskusję prowadząca komisję radna Grażyna Sobieszek. Gorącymi zwolennikami przejęcia przez miasto terenu wraz z basztą są natomiast przedstawiciele Zarządu Mieszkańców nr 1 "Stare Miasto". - Ten teren musi żyć, a kto go zagospodaruje, to już nie do końca nasza sprawa. Jak teren będzie miejski, to trzeba będzie się zastanowić, co dalej. Oczywiście będziemy pomagać. W okolicy jest ze dwadzieścia firm i będę z nimi rozmawiała w kwestii pomocy - deklaruje szefowa tego zarządu Zofia Kroc. Jaka droga do porozumienia? MFS-K nabyła basztę wraz z terenem przylegającym (wieczysta dzierżawa) od miasta 9 lutego 2000 r., za kwotę ok. 12 tys. zł (przy wycenie biegłego w wys. ok. 76 tys. zł). Baszta została zakupiona na działalność kulturalno-charytatywną, niezwiązaną z działalnością zarobkową. Jeden z paragrafów umowy spisanej pomiędzy miastem a fundacją określa, że strona nabywająca zobowiązuje się do zagospodarowania nieruchomości poprzez dokonanie niezbędnych konserwacji i zabezpieczenia obiektu baszty, jak również parku, w uzgodnieniu z Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków w Łodzi do końca 2001 r. Fundacja stoi na stanowisku, że prace te zostały przeprowadzone. Jako cel fundacja stawiała sobie przede wszystkim uratowanie zabytkowej baszty i osiągnęła go. Oprócz tego wybudowane zostało ogrodzenie wokół placu, po czym zostało zamknięte wejście nań i fundacja nie zamierzała dogadywać się z mieszkańcami w kwestii udostępniania im parku. W przyszłości - nigdy nie określono jak odległej - fundacja chciałaby prowadzić tam działalność charytatywną i kulturalną (np. różnego rodzaju spotkania, naukę rysunku dla dzieci, świetlicę itp.), biuro fundacji. Były też plany udostępnienia tarasu widokowego na baszcie. Rozmowy pomiędzy fundacją a mieszkańcami o udostępnienie parku były prowadzone nie raz, jednak mieszkańcy nie chcieli wziąć odpowiedzialności za teren. Żądali natomiast, żeby na terenie zorganizować ogródek jordanowski dla dzieci. Od końca ubiegłego roku zarząd osiedla zaczął zbierać podpisy pod wnioskiem o odebranie fundacji baszty wraz z terenem i przejecie terenu ponownie przez miasto. Ostatecznie do ratusza trafił wniosek z 52 listami, na którym było około 1.300 podpisów mieszkańców popierających ten pomysł. Z uwagi na nietypowość sprawy, ratusz dopiero po około dwóch miesiącach odpowiedział zarządowi osiedla oraz złożył propozycję rozwiązania umowy fundacji. Za porozumieniem stron? Burmistrz Krzysztof Kaliński, pismem wysłanym 11 lutego do władz MFS-K, oficjalnie poprosił fundację o rozważenie możliwości rozwiązania umowy wieczystej dzierżawy nieruchomości za porozumieniem stron. - Odpowiedzi od fundacji jeszcze nie mamy, ale z wcześniej prowadzonych rozmów wynika, że fundacja jest skłonna przychylić się do takiego rozwiązania - powiedział burmistrz. Zanim doszło do wystosowania oficjalnego pisma, doszło do kilkukrotnych spotkań w tej sprawie. Burmistrzowie oraz urzędnicy miejscy spotykali się zarówno z przedstawicielami fundacji, jak również z mieszkańcami działającymi w Zarządzie Osiedla nr 1 "Stare Miasto". - W ciągu roku było tych spotkań kilka. Spotykaliśmy się też z przedstawicielami fundacji, ale nie zaproponowali żadnych rozwiązań. Cieszymy się, że miasto chce odzyskać ten teren, który od dawna był dla nas zamknięty - powiedziała nam Zofia Kroc. W piśmie do wspomnianego zarządu mieszkańców burmistrz wyjaśnia natomiast, że miasto nie jest organem władnym jednostronnie rozwiązać umowę wieczystego użytkowania i może to nastąpić w drodze porozumienia z fundacją. Miasto również mogłoby wystąpić na drogę sądową. Nikt jednak nie rozważa jak mogłaby się ona zakończyć, gdyż nie ma potrzeby wstępowania na nią. Fundacja zamierza rozmawiać w swoim gronie o propozycji burmistrza w najbliższy czwartek, 21 lutego. - Mamy wtedy zarząd i chcemy o tym porozmawiać, podjąć ostateczne decyzje, żeby mówić jednym głosem - powiedział nam działający aktywnie w fundacji Bolesław Heichman. Nie ukrywał jednak rozgoryczenia: - Jeśli jest w mieście grupa osób, która nie widzi jak dużo fundacja zrobiła i tego, że miasto pozbyło się kiedyś balastu w postaci baszty, to trudno - mówił. Jego zdaniem miasto powinno oddać fundacji pieniądze, które ta włożyła w zabezpieczenie baszty, budowę nowego ogrodzenia i porządkowanie terenu. Według wstępnych szacunków fundacji jest to kwota rzędu około 100 tysięcy złotych. Do pisma burmistrza zamierza ustosunkować się również zarząd osiedlowy. - Pod koniec tygodnia spotkamy się i omówimy kolejny raz tę sprawę - powiedziała nam Zofia Kroc. mak