Administratorka wielu piotrkowskich kamienic, także i tej przy ulicy Piastowskiej, nie jest lubiana przez lokatorów. I nie zależy jej na tym. Ma co innego na głowie niż zabieganie o względy ludzi mieszkających w kamienicach. Rzeczy znajdujące się w jednym z mieszkań kazała wynieść na podwórko. Pod nieobecność ich właścicielki, bez pytania jej o zgodę. Ale kobieta od dawna już w mieszkaniu się nie pokazuje. Gdy nie wiadomo, o co chodzi... Aneta Pisarek siedzi w pokoju w kurtce. Tak samo jej synowie. - Nie mamy się gdzie podziać - narzeka. - Chyba do prezydenta się wprowadzimy - mówi bez cienia uśmiechu na twarzy. To były jedne z nielicznych dotąd nocy i dni z przymrozkami. 2 grudnia, w środę, do jednej części kamienicy przy Żeromskiego 19 przyszła właścicielka domu z jakimś mężczyzną. - On wywalał drzwi, wyrywał okna, a ona patrzyła - opowiada wzburzony Andrzej Bartłomiejczyk, również mieszkający w tym budynku. - To nieprawda, niczego nie wyrywaliśmy - prostuje Donata T.-A. - Pozdejmowaliśmy tylko okna i drzwi, żeby oddać je do renowacji. W pokoju zajmowanym przez tę panią niczego nie zdejmowaliśmy - tłumaczy. - Okna i drzwi wrócą na miejsce po wyremontowaniu budynku, a remont chcemy rozpocząć na wiosnę - włącza się jej mąż, Janusz A. Przy Żeromskiego 19 Pisarkowa mieszka od sześciu lat. Początkowo miała umowę najmu podpisaną na trzy lata. I wtedy, jak twierdzi, płaciła czynsz, płaciła za wodę i prąd. Kiedy umowa się skończyła, poprzednia właścicielka nie chciała jej przedłużyć, bo zamierzała remontować budynek. - Od tego czasu nie mam umowy i nie płacę - przyznaje Pisarkowa. T.-A. kupiła tę połowę kamienicy (druga należy do jej mamy) w czerwcu tego roku. Kupiła razem z lokatorami. Uciążliwymi i niechcianymi. - Żeby pan widział, jak oni tam mieszkają, jak zdewastowali te mieszkania - mówi, trochę się emocjonując. - Nawet wokół siebie posprzątać nie potrafią, a śmieci wyrzucają na podwórko - pokazuje zdjęcia na dowód, że nie mija się z prawdą. - I do tego wszystkiego za nic nie płacą. Mieszkają za darmo i chcieliby jeszcze, żebym ja wszystko robiła... - kończy właścicielka domu. Nie pracuje, pieniędzy nie ma Pisarkowa nie kryje, że nie ma pieniędzy, i że nie pracuje, ale nie żali się, że nie może znaleźć pracy. - Jestem rozwódką i na młodszego syna Michała dostaję alimenty, opieka czasem coś da - mówi tylko. - Ja robię coś dorywczo. Uszyję na maszynie, ekspres przyszyję - wylicza. I dodaje, że nie pracuje również starszy syn Krystian, który gdzie indziej mieszka z ojcem. - On wrzuci komuś węgiel do komórki, pomoże przy innych pracach - opowiada mama dziewiętnastolatka. Pisarkowa jest przekonana, że te drzwi i okna specjalnie pozabierane zostały teraz, kiedy idzie zima, żeby oni szybciej się wyprowadzili. - Ale ja nikogo nie mam. Nie mam gdzie iść i naprawdę nie wiem, co teraz zrobimy - kryje twarz w dłoniach. - To może się źle skończyć - ostrzega Krystian, a Bartłomiejczyk dodaje: - Tu może nawet krew się poleje. A. opowiada, że kiedy w ostatni piątek próbował z żoną wejść do budynku, to Pisarkowa przywitała ich z siekierką w ręce. Właścicielka domu zna sytuację tej rodziny, a także Renaty Radziszewskiej, z czwórką dzieci, mieszkającej na górze. - Ja im nawet współczuję, ale bierze mnie przerażenie, że nigdzie nie pracują. Tak przecież nie można żyć. Zdewastować mieszkanie i jeszcze żądać - mówi z naciskiem T.-A. - Oni nie są ułomni, żeby im robić prezenty. A dom jest mój i mam prawo robić to, co uważam za stosowne - podkreśla. I A. zamierzają wyremontować kamienicę. Z lokatorami w środku tego nie zrobią. Pisarkowa czuje pismo nosem i dlatego mówi, że najpierw powinien być nakaz eksmisji. - Wtedy bym dostała mieszkanie socjalne - zaznacza. Właścicielka kamienicy zwraca z kolei uwagę, że Pisarkowa nawet nie jest zameldowana przy Żeromskiego. Pogodzony z losem Nakaz eksmisji ma Sławomir Pawlik mieszkający w kamienicy przy al. 3 Maja. Dlatego, że nie płacił czynszu. - Ja mam już tego wszystkiego dosyć. Zbyt wiele zdrowia mnie to kosztowało - mówi zmęczonym głosem. Pawlik, który żyje w tym mieszkaniu od dziecka, od czterdziestu pięciu lat, zaznacza, że teraz nie ma już długu i czynsz płaci regularnie. - Ale kiedy administratorka założyła mi sprawę, to dług był - przyznaje uczciwie. Na szczęście oprócz eksmisji ma też orzeczenie o przyznaniu lokalu socjalnego i jest na liście oczekujących. Oglądałem już takie mieszkanie - mówi mężczyzna najwyraźniej pogodzony z losem. Mariusz Jakubek