W styczniu tego roku Sąd Okręgowy w Łodzi, skazując mężczyznę na 11 lat więzienia, zmienił kwalifikację prawną czynu z zabójstwa na rozbój i nieumyślne spowodowanie śmierci kobiety. W ocenie sądu nie można bowiem przypisać mu, że chciał zabić kobietę, a nawet tego, że godził się na jej śmierć. Rafał M. przyznał się do napaści, ale utrzymywał, że chciał okraść kobietę, a nie ją zabić. Od wyroku odwołała się zarówno prokuratura, jak i obrona. SA nie uwzględnił jednak apelacji i utrzymał w mocy wyrok sądu pierwszej instancji. Jest on prawomocny - dowiedziała się PAP w sądzie. Do tragicznych wydarzeń doszło na początku grudnia 2008 roku. Pracownik Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego znalazł zwłoki starszej kobiety leżące w okolicy ogródków działkowych przy ul. Dąbrowskiego w Łodzi. Ustalono, że 64-letnia mieszkanka miasta została napadnięta i pobita. Lekarz sądowy stwierdził, że zmarła wskutek wychłodzenia organizmu i zadławienia się krwią. Przez ponad miesiąc policjanci rozpracowywali środowisko przestępcze i typowali osoby, które mogą mieć związek z napadem. W ten sposób natrafili na dwóch braci. Jak się okazało, młodszy z nich, 25-latek, w czasie zbrodni był w więzieniu. W jego mieszkaniu znaleziono jednak telefon komórkowy ofiary. Mężczyzna utrzymywał, że nie wie, gdzie jest jego starszy brat, ale policjanci znaleźli 30-letniego Rafała M., ukrywającego się w kuchni za lodówką. Był on już wcześniej karany m.in. za rozbój. Mężczyzna już w śledztwie przyznał się do napaści na starszą kobietę, ale utrzymywał, że chciał ją tylko okraść. Wyjaśniał, że kopnął ją dwa razy, a następnie obrabował z torby, w której były dokumenty i telefon komórkowy; aparat dał bratu. Swe zeznania podtrzymał przed sądem. Z opinii biegłego medyka wynikało, że ciosy zadawane były ze średnią siłą, a bezpośrednią przyczyną śmierci kobiety było zadławienie się krwią. Dlatego też sąd uznał, że nie można oskarżonemu przypisać zabójstwa, jak chciała prokuratura.