Według prokuratury Adrian O. zadał pokrzywdzonemu kilka ciosów w głowę i uciął mu fragment palca. Grozi mu kara dożywotniego więzienia. Na pierwszej rozprawie oskarżyciel posiłkowy, pokrzywdzony pracownik MPK, wystąpił z wnioskiem o zasądzenie od oskarżonego na jego rzecz 30 tys. zł zadośćuczynienia. 25-letni Adrian O. przed sądem - podobnie jak w śledztwie - nie przyznał się do winy. Na proces został dowieziony z aresztu w Piotrkowie Tryb, gdzie przebywa w celi dla szczególnie niebezpiecznych przestępców. W trakcie rozprawy ręce i nogi miał skute kajdankami. Oskarżony zachowywał się jakby był nieobecny i nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Mówił, że nie rozpoznaje pokrzywdzonego, a na niemal wszystkie pytania sądu i stron odpowiadał, że "nie pamięta". W śledztwie badający go biegli psychiatrzy uznali, że mężczyzna jest poczytalny. Wśród pierwszych przesłuchanych świadków był m.in. pokrzywdzony oraz kierowca autobusu, który opowiadali o szczegółach ataku. Według oskarżenia do usiłowania zabójstwa doszło 14 stycznia ubiegłego roku w niemal pustym autobusie nocnej linii N6. Obok kierowcy jechał w nim tylko jeden z pracowników MPK, który wracał po pracy do domu. W okolicach zajezdni kierowca zabrał też młodego mężczyznę. Jak ustalono, w rejonie skrzyżowania al. Jana Pawła II i ul. Wróblewskiego 25-letni Adrian O. niespodziewanie podszedł do siedzącego obok kierowcy 57-letniego pracownika MPK i bez powodu zadał mu tasakiem cztery ciosy w głowę; ranił go też w bark. Pokrzywdzony zasłaniał głowę dłońmi, a uderzenia tasakiem odcięły mu fragment palca. Napadniętemu przyszedł z pomocą kierowca autobusu, ale bandycie udało się uciec. Ranny mężczyzna trafił do szpitala. W mediach opublikowano portret pamięciowy napastnika i dzięki temu udało się go zatrzymać. Niemal tydzień po zdarzeniu pasażer w jednym z tramwajów rozpoznał poszukiwanego i zawiadomił policję. Adrian O. został rozpoznany przez pokrzywdzonego. Badania biologiczne ujawniły na jego odzieży ślady krwi o DNA zawierającym cechy zgodne z profilem pokrzywdzonego. 25-latek jest bezdomny po tym, jak spaliło się jego mieszkanie; przed zatrzymaniem żył ze zbieractwa m.in. surowców wtórnych. Ustalono też, że w dniu zdarzenia był legitymowany przez policjantów. Miał wówczas przy sobie ukryty pod kurtką metalowy tasak, który - jak tłumaczył - służył mu do rąbania drewna na opał. Kilka dni po zatrzymaniu mężczyzna zaatakował na terenie aresztu strażnika więziennego; zarzucono mu także naruszenie nietykalności interweniujących wcześniej policjantów i ich znieważenie.