W niedzielę wieczorem kobieta przechodząca obok jednego z bloków przy ul. Wielkopolskiej w Łodzi, zauważyła w oknie mieszkania na parterze wiszącego na sznurze mężczyznę. Zaalarmowani przez nią funkcjonariusze straży miejskiej weszli przez okno, odcięli samobójcę i przystąpili do reanimacji. Lekarze pogotowia, wezwani na miejsce zdarzenia, zdołali przywrócić 26-latkowi akcję serca, jednak nie odzyskał on już przytomności - zmarł wczoraj w łódzkim szpitalu. "Jego mózg nie pracował" - powiedziała Alicja Chmielińska zastępca dyrektora szpitala im. Jonschera ds. medycznych "Dziennikowi Łódzkiemu". Jak się okazało, podczas akcji ratunkowej z kieszeni samobójcy wypadło puste opakowanie po dopalaczach. Wszystko wskazuje na to, że zażywał je on od dłuższego czasu. Sprawę śmierci mężczyzny bada Prokuratura Rejonowa Łódź-Bałuty. Niewykluczone, że podejmie ona decyzję o przeprowadzeniu sekcji zwłok.