- Piękno świąt Bożego Narodzenia na ziemi łowickiej ukazał w swojej powieści "Chłopi" Władysław Reymont. Warto o tym pamiętać, bo wiele z tych zwyczajów niestety już nie kultywuje się - podkreśla Michał Zalewski z Wydziału Promocji, Kultury, Sportu i Turystyki Urzędu Miasta w Łowiczu. Dzień wigilijny upływał głównie na przygotowywaniu przez gospodynie wieczerzy i odpowiednim przybraniem izby. Wykonane w ciągu roku wycinanki, bukiety kwiatów i pająki umieszczano na ścianach i belkach stropowych u sufitu oraz na ołtarzyku. Gałęzie jako symbol życia Gospodarz przynosił z lasu gałęzie jałowca lub sosny i umieszczał je na stole - ołtarzyku lub wieszał u sufitu nad stołem, ozdabiając je łańcuchami zrobionymi z kolorowego papieru i cukierkami. Gałęzie jako symbol życia należało trzymać w domu aż do Trzech Króli, a następnie spalić. - Na stole wigilijnym rozścielano siano, które nakrywano białym obrusem. W późnym okresie zawiązywano je w szmatkę i supłem kładziono na obrusie. Na siano układano opłatki. Obowiązkowo w kącie izby lub pod stołem umieszczano snopek słomy, a w niektórych wsiach garść niewymłóconego żyta - podkreśla Zalewski. Gdy pojawiała się pierwsza gwiazda zasiadano do wigilijnej wieczerzy. Uczta wigilijna miała wszystkich łączyć. Pamiętano więc o nieobecnych, jak i o zmarłych niedawno członkach rodziny. Wspominano ich, a przy stole zawsze zostawało jedno wolne miejsce. Często zapraszano kogoś do wspólnego stołu W niektórych wsiach obowiązywał zwyczaj zaproszenia kogoś do wspólnego stołu kogoś na wieczerzę. Bywała to osoba, z którą gospodarz "miał na pieńku". Należało się z nią wtedy pogodzić. Przygotowywana wieczerza musiała być postna, a liczba potraw nieparzysta, a najlepiej jeśli było ich dziewięć. Po podzieleniu się opłatkiem podawano najpierw śledzie z kartoflami lub chlebem, następnie kapustę z grochem lub grzybami i olejem oraz kluski "kłosy". Później był kompot z suszonych owoców, pączki smażone na oleju i herbata. W zamożniejszych gospodarstwach bywał podawany barszcz czerwony, pierogi z serem oraz ryż na gęsto. Smażona ryba należała do wyjątków i pojawiała się tylko w tych wsiach, gdzie był staw czy rzeka. Pogodę obserwowano przez kolejnych 12 dni Po wieczerzy gospodarze zanosili bydłu kolorowe opłatki - różowe, zielone, niebieskie, wkładając je w przekrojone na pół ziemniaki. Wierzono, że uchroni to zwierzęta od chorób, zarazy i nieszczęść. Od Bożego Narodzenia do Trzech Króli obserwowano pogodę przez kolejnych dwanaście dni, tyle ile miesięcy ma rok. Na tej podstawie ustalano jaka będzie pogoda w przyszłym roku. Kolejną ważną wróżbą stanowiło wierzenie, kto pierwszy przestąpi próg domu. W większości wsi uważano, że jeżeli dom nawiedzi pierwsza kobieta będzie to zapowiedź powodzenia przez cały rok, a zacielone krowy urodzą cielaczki, a jeśli pierwszy przybędzie mężczyzna to zapowiedź klęsk i niepowodzeń, a krowy urodzą byczka. Trzeba umyć się w rzece, by być zdrowym i ładnym Rano należało wcześnie wstać i umyć się w rzece, aby być zdrowym i ładnym. Przez cały dzień trzeba było być pogodnym, uśmiechniętym, uprzejmym. Przepowiednia długiego życia zależała od tego, kto jakiej wielkości wyciągnął źdźbło siana spod obrusa w czasie wigilijnej wieczerzy. Nie mogło też zabraknąć wróżb dla młodych panien, związanych z zamążpójściem. W ciągu dnia dziewczęta wróżyły sobie z liczby przyniesionych drewek na opał. Liczba parzysta oznaczała rychłe wyjście za mąż. Wieczorem zaś dziewczęta uważały, z której strony zaszczeka pies i z której odpowie echo na wołanie "Hop, hop gdzie jest mój chłop". Wróżby dla panien związane z zamążpójściem - Przed pójściem spać dziewczęta kładły pod poduszkę kwiatek, różaniec oraz kartki z imionami męskimi. Rano, po obudzeniu się wkładały rękę pod poduszkę, wyciągając pierwszy napotkany przedmiot. Jeśli wyciągnęły kwiatek to oznaczało to szybkie zamążpójście, różaniec staropanieństwo, a kartka imię przyszłego męża - dodaje Zalewski. Wiele wróżb odnosiło się również do przyszłych urodzajów: niebo gwiaździste było zapowiedzią, że kury będą znosić dużo jaj, niebo pochmurne, że krowy będą dawać dużo mleka, a sadź na drzewach to urodzaj w sadach. Kolędnicy rozpoczynali swoje wędrówki po wsi W święta, przyniesioną tego dnia wodą święconą, gospodarz święcił dom, wszystkich domowników, obejście gospodarskie i sad. Po dwóch dniach rodzinnego świętowania następował dzień Świętego Szczepana. To właśnie wtedy kolędnicy rozpoczynali swoje wędrówki po wsi. Na wsiach panował zwyczaj przynoszenia do kościoła owsa, który poświęcał ksiądz. Po nabożeństwie ziarnem obsypywano się wzajemnie, na pamiątkę ukamienowania świętego Szczepana.