Kilkanaście rodzin, które czuły się poszkodowane przez zduńskowolski szpital, postanowiło obalić powszechne w Polsce przeświadczenie, że "z lekarzami nie wygra nawet ten, kto ma rację". Do Koalicji Skrzywdzonych Rodzin należy m.in. Anna Kujawska, która miała rodzić swoją córkę przez cesarskie cięcie, ale lekarze w ostatniej chwili podjęli inną decyzję.- Z tego, co pamiętam, to pan doktor przyszedł i poprosił o kleszcze. Powiedział, że mam się nie interesować dlaczego, po prostu mam zacząć przeć. Na szczęście, kleszczy nie użyli, ale trzy osoby rzuciły mi się na brzuch i po prostu córkę wypchnęli. Dopiero po chwili usłyszałam jej krzyk, a wcześniej wiem, że ją reanimowali. Potem zaczął mnie szyć. Gdy ruszyłam pośladkami, to powiedział do mnie: "połóż k...a. tę dupę" - opowiada Anna Kujawska.Żaden z lekarzy nie poinformował pani Anny o stanie zdrowia jej córki. Dopiero dzień później, przypadkiem dowiedziała się, że Julia doznała porażenia splotu ramiennego. Dziś z kilku zebranych przez rodziców opinii lekarskich wynika, że to skutek porodu w zduńskowolskim szpitalu. Między innymi o tej sprawie chcieliśmy porozmawiać z przyjmującym poród dziecka byłym ordynatorem oddziału położniczego Zbigniewem M. Wzajemna pomoc bardzo pomaga - Przepraszam bardzo, ale mam odgórny zakaz rozmowy. Nie będę z państwem rozmawiał - usłyszeliśmy od Zbigniewa M. Koalicja Skrzywdzonych Rodzin to nie tylko walka o ukaranie lekarzy winnych błędów i zaniedbań, ale też grupa wsparcia dla tych, którzy w szpitalu - mimo traumatycznych przeżyć - pomocy nie dostali.- Pomimo tego, że okoliczności naszego spotkania się nie są przyjemne, to taka wzajemna pomoc bardzo pomaga. Przede wszystkim sama świadomość, że ma się kontakt z ludźmi, którzy przeżyli to samo, daje ogromne wsparcie - mówi Marta Sapiejka.W przypadku pani Marty, na oddziale położniczym lekarze - mimo charakterystycznych objawów - nie stwierdzili na czas ciąży pozamacicznej, co oznaczałoby natychmiastową operację. W wyniku zaniedbania kobieta otarła się o śmierć. Śmierć była kwestią kilkunastu minut - W ciągu półtora tygodnia byłam u lekarza trzy razy, ponieważ niepokoiły mnie obawy, które miałam. Na jednej z wizyt pan doktor powiedział, że nie ma sensu zostawiać mnie w szpitalu, bo się nic nie dzieje. W domu straciłam przytomność, przyjechała po mnie karetka. Potem okazało się, że trafiłam do szpitala z pękniętą ciążą pozamaciczną i z krwotokiem wewnętrznym. Śmierć była kwestią kilkunastu minut. Potem środowisko medyczne przekonywało nas, że takie sytuacje się zdarzają - dodaje Marta Sapiejska.Pani Beata Krzyczyńska zdecydowała się na sądową walkę ze szpitalem dopiero po powstaniu Koalicji Rodzin. Jej pierwsze dziecko urodziło się przez cesarskie cięcie, przy kolejnym lekarze ze Zduńskiej Woli uznali, że może rodzić sama. - Zaczynasz przeć, rzucają się na brzuch i wyciskają z całej siły. Krzyś urodził się o godz. 22 i już nie oddychał. Od razu wzięli go na stół. Pytałam ich o wszystko, a oni nic nie powiedzieli. Widziałam tylko, że biegają i coś się dzieje - opowiada Beata Krzyczyńska. Krzyś przeżył, ale nigdy nie uzyskał choć minimalnej sprawności. Przez pięć lat życia nie chodził, nie widział i nie mówił. Czują się poszkodowani W Koalicji Rodzin nie ma lekarzy, a ich najpoważniejszą bronią w walce ze specjalistami jest dokumentacja medyczna pacjentek, którą mogą zbadać niezależni biegli. Problem w tym, że w wielu wypadkach dokumenty są pełne luk i sprzeczności, a w niektórych prokuratura bada, czy nie doszło do fałszerstwa.Proces lekarza, podejrzewanego o przestępstwo w związku ze śmiercią syna Damiana Kunerta, rozpocznie się niebawem. Po tym, jak w poniedziałkowej UWADZE! przedstawiono po raz pierwszy problem zduńskowolskiego szpitala, pan Damian odebrał kilka kolejnych telefonów od pacjentów, którzy czują się poszkodowani przez tę placówkę.