Z ustaleń łęczyckich śledczych wynika, że znęcanie dotyczyło stada liczącego 54 konie; w przypadku 10 zwierząt zagrażało ich życiu. Krzysztof K. odpowie przed sądem także za niepowiadomienie o hodowli koni Powiatowego Inspektora Weterynarii i uniemożliwienie skontrolowania obiektu przez inspektora nadzoru budowlanego. Według prokuratury Krzysztof K. w śledztwie nie przyznał się do zarzucanych mu czynów i odmówił złożenia wyjaśnień. Akt oskarżenia w tej sprawie trafił już do Sądu Rejonowego w Łęczycy - poinformował w środę rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania. Zarzuty dotyczą lat 2000-2006 oraz okresu od czerwca do sierpnia ubiegłego roku. Wtedy to Pogotowie i Straż dla Zwierząt w Trzciance wywiozły ze stadniny w Prądzewie w sumie ponad 50 koni. Według przedstawicieli straży zwierzęta były tam trzymane w skandalicznych warunkach; od wielu miesięcy żyły w odchodach, bez ściółki i czystej wody do picia. Konie były zarobaczone, miały wszy i grzybicę. 10 najciężej rannych koni zostało odebranych właścicielowi w trybie administracyjnym. Pozostałe także poddano leczeniu i opiece. Według prokuratury na materiał dowodowy składają się zeznania świadków, wyniki przeprowadzonych oględzin, które zostały szczegółowo udokumentowane. Zdaniem biegłej z zakresu weterynarii konie były przetrzymywane w warunkach "rażącego niechlujstwa i zaniedbań". Potwierdziła ona ustalenia straży dla zwierząt. Część zwierząt miała obrażenia ciała; obrażenia u źrebiąt spowodowane były kantarami, które nie były dostosowane do wielkości głów koni. - Doprowadziło to do uszkodzenia ciała koni, bólu i cierpienia. Zwierzęta nie mogły swobodnie otwierać pysków i przyjmować pokarmu. Zostały narażone na urazy psychiczne z powodu bólu i głodu - wynika z opinii biegłej. Dodatkowo Krzysztofowi K. prokuratura zarzuciła także hodowanie koni i handlowanie nimi bez wymagań weterynaryjnych. - Nie zgłosił on tej działalności Powiatowemu Lekarzowi Weterynarii. Grozi za to grzywna, a nawet kara do roku pozbawienia wolności - dodał Kopania. Oskarżony odpowie także za udaremnienie przeprowadzenia przez Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego kontroli budynków stadniny, już po wszczęciu śledztwa przez prokuraturę. Właściciel stadniny to znany łódzki biznesmen, założyciel jednej z komercyjnych stacji radiowych w Łodzi. Gdy sprawa wyszła na jaw, w rozmowach z mediami bagatelizował ją i zapewniał, że koniom nie dzieje się krzywda. O losie zwierząt ostatecznie zdecyduje sąd. Kopania przypomniał, że w przypadku skazania za znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem obligatoryjne sąd orzeka przepadek zwierząt.