O jeden raz za dużo Do tragedii doszło podczas awantury rodzinnej pomiędzy 36-letnia Aleksandrą i jej 35-letnim konkubentem Robertem. Nikt nie słyszał, że za drzwiami mieszkania przy ulicy Przemysłowej umiera katowana kobieta. Nie słyszał, albo nie chciał słyszeć. Takie awantury zdarzały się tam bowiem często. Kobieta nie raz została pobita przez swojego agresywnego konkubenta, który nie żałował jej ręki. Tym razem zrobił to po raz ostatni, a awantura zakończyła się śmiercią kobiety. Robert O. dotkliwie pobił swoją partnerkę i w ciężkim stanie pozostawił ją w mieszkaniu. Z nieoficjalnych informacji wiadomo, iż przywiązał ją do krzesła i bił. Związaną pozostawił na całą noc. Chyba zdawał sobie sprawę z tego, co zrobił, bo ukrył się u swojej 29-znajomej. Jak mówią nieoficjalnie znajomi Roberta O., była to jego kochanka, do której chciał odejść. Aleksandrę Ł. znaleziono w domu następnego dnia i wtedy trafiła do szpitala. Znajdowała się w stanie śmierci klinicznej. Okazało się, że na ratunek jest już za późno. Konsylium lekarskie stwierdziło śmierć mózgu. Konkubent - oprawca O tym, że Robert miał "ciężką" rękę, mówią jego znajomi. - Nie raz ją bił - mówi nasz rozmówca chcący zachować anonimowość (nazwisko do wiadomości redakcji). - Taka sytuacja trwała od kilku lat, zanim Ola jeszcze była w ciąży. Nie wiem, dlaczego wcześniej się nie rozstali? Jakby to zrobiła, to może dziś by żyła. - On z natury był agresywny - dodaje kolejna osoba. - To były komandos, dobrze zbudowany i niedający sobie podskoczyć. Bił nie tylko ją, ale innych też. Zresztą z prawem zawsze był na bakier. Pamiętam jedną z imprez. To było wesele, a on był świadkiem. Nie wiem, o co poszło, ale pobił się z panem młodym. Do tego stopnia, że w ruch poszły noże. Nie mieści mi się to w głowie. Znałem ich oboje, a z Olą rozmawiałem dwa dni przed jej śmiercią. Mam nadzieję, że Robercik zgnije w więzieniu i tam doczeka swojego "zamknięcia oczu". Aleksandra Ł. Od kilku lat związana był z Robertem O. Miała z nim dwie córeczki, które zwyrodnialec pozbawił matki. Układało się między nimi różnie. Często się kłócili. Z relacji znajomych wynika, że również matka Roberta prowokowała te kłótnie, nie tolerowała bowiem Aleksandry. W takich sytuacjach Robert nie raz pobił konkubinę. Dlaczego nie zdecydowała się odejść? Może nie miała dokąd? Rodzice Aleksandry Ł. nie żyją. Może nie miała z czego się utrzymać? Ostatnio pracowała w sklepie spożywczym. Jak mówi znajomy tej pary, mieli też myjnię samochodową, a raczej on miał. Odpowiedzi na te pytania już nie poznamy. Więzienie dla damskiego boksera Gdy Aleksandra Ł. trafiła do szpitala, jeszcze żyła. Policjanci rozpoczęli wtedy poszukiwania jej konkubenta. Znaleziono go u znajomej. Wtedy prokurator postawił mu zarzut usiłowania zabójstwa. Po śmierci ciężko pobitej kobiety zarzut ten został zmieniony na dokonanie zabójstwa. Robertowi O., który przebywa w areszcie, grozi kara nawet dożywotniego pozbawienia wolności. Zarzut poplecznictwa postawiono 29-letniej znajomej Roberta. Za pomoc sprawcy przestępstwa i utrudnianie prowadzonego postępowania zatrzymanej grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności. Dlaczego nikt nie zareagował? Na jednym z piotrkowskich forum znajdujemy komentarz Małej, która pisze: (...) bez wątpienia tragedia osieroconych dzieci, ale czy nikt nic nie widział i nie słyszał? Podobno trwało to lata... Gdzie byli znajomi, sąsiedzi, policja...? Takie tragedie będą się powtarzać, bo jesteśmy obojętni na to, co się dzieje za ścianą. Z kolei "Mazaj" dodaje: (...) mamy takich zwyrodnialców, bo nie ma dla nich kary... Robercikowi od zawsze "rączki latały". Miejmy nadzieję, że sędzia i prokurator tym razem się nie pomylą. Takich komentarzy jest wiele. Mieszkańcy Piotrkowa są wstrząśnięci kolejną tragedią. Pojawia się tylko pytanie, kto jest za nie odpowiedzialny? Czy same ofiary, które godzą się na podobne traktowanie, czy oprawcy, którzy nie umieją normalnie żyć, czy sąsiedzi, którzy nie reagują na krzywdę ludzką, czy instytucje, które nie wypełniają swoich obowiązków należycie. Niech każdy z nas sam odpowie sobie na to pytanie. I oby odpowiedzi były na tyle skuteczne, aby do podobnych tragedii już nie dochodziło. Autor: Anita Wojtala