Zdaniem kolejarzy w wyniku likwidacji połączeń kolejowych na linii 131 wiele osób straciło pracę, a dla innych znacznie wzrosły koszty dojazdy do pracy, szkół i uczelni. Kolejarze podkreślają, że próby likwidacji ruchu pasażerskiego na tym odcinku powtarzają się od czterech lat. Przypominają też, że w poprzednich latach po protestach i blokadach dróg organizowanych przez mieszkańców gmin i powiatów pozbawionych łączności kolejowej, pociągi wracały do rozkładu. Po wdrożeniu obecnie obowiązującego rozkładu jazdy w sprawie przywrócenia połączeń na linii 131 kolejarze interweniowali w ministerstwie infrastruktury, u marszałków województw: łódzkiego, śląskiego i kujawsko-pomorskiego oraz w lokalnych samorządach. - Do tej pory nasze monity nie przynoszą żadnego rezultatu. Użyjemy jednak wszelkich środków statutowych, ze strajkiem włącznie, by połączenia kolejowe na linii 131 zostały utrzymane. Być może jeszcze w lutym dojdzie do blokady al. Piłsudskiego przed Urzędem Marszałkowskim w Łodzi - powiedział na czwartkowej konferencji prasowej wiceprzewodniczący sekcji zawodowej infrastruktury kolejowej NSZZ "Solidarność" Stanisław Kokot. Kolejarze podkreślili, że rozkład jazdy pociągów "zamawia" urząd marszałkowski i to ten organ odpowiada za likwidację połączeń na linii 131. Ich zdaniem świadczy to o lekceważeniu mieszkańców z regionów leżących wzdłuż tej trasy. Zdaniem Urzędu Marszałkowskiego w Łodzi przewozy pasażerskie na trasie Zduńska Wola - Inowrocław powinny być dotowane z budżetu państwa przez ministerstwo infrastruktury, gdyż są realizowane na terenie trzech województw: łódzkiego, wielkopolskiego i kujawsko-pomorskiego i "stanowią połączenia międzywojewódzkie, które zgodnie z obowiązująca ustawą o transporcie kolejowym powinny być dotowane jako usługi publiczne z budżetu państwa".