Andrzej Adamczewski: Na czym polegają obowiązki ambasadora Krwinki? Bartosz Opania: Moje zadanie polega na robieniu dobrego klimatu wokół Fundacji, przybliżaniu, gdzie się tylko da, jej charytatywnej działalności. Ale także opowiadaniu o tej chorobie, obalaniu mitów, jakie są z nią od dawna powiązane. Choćby takiego, że rak to wyrok. A przecież nowotwór ma wiele twarzy. Nie każdy przynosi to najgorsze. Z większością da się skutecznie walczyć. Andrzej Adamczewski: W znanym "szpitalnym" serialu gra Pan lekarza idealistę. Czy to ta rola otworzyła Panu drzwi do ambasadora Fundacji? Bartosz Opania: O pełnienie tej zaszczytnej misji poprosiła mnie Elżbieta Budny, prezes Krwinki. Poczułem się tym wyróżniony i zaszczycony. Zgodziłem się bez wahania. Przyznam, że sam zetknąłem się z tą chorobą w najbliższym otoczeniu. Andrzej Adamczewski: Często bywa Pan w Łodzi w związku z pełnieniem funkcji? Bartosz Opania: Przyjeżdżam czasami na oddział onkologiczny szpitala przy ul. Spornej. Andrzej Adamczewski: Jak reagują na Pana dzieci? W końcu jest Pan człowiekiem z telewizji, gwiazdą popularnego serialu. Bartosz Opania: Przyznam, że to częściej dorośli na mnie reagują. Andrzej Adamczewski: Rodzicom chorych dzieci jest łatwiej ze świadomością, że ich sprzymierzeńcem i rzecznikiem jest ktoś znany? Bartosz Opania: Mam nadzieję, że tak. Andrzej Adamczewski: Łatwo jest dodać otuchy ludziom, którzy stanęli w obliczu groźnej choroby własnego dziecka? Bartosz Opania: To piekielnie trudne. I nieraz zastanawiam się, co powiedzieć, by nie popaść w banał. Myślę, że tego nie da się wyćwiczyć. Ale znalazłem na to pewnie sposób. Sporo rozmawiałem z lekarzami i chyba najlepszym rozwiązaniem jest mówić o konkretach dotyczących nowotworu. Tylko wiedza na temat choroby pozwala mówić o niej rzeczowo, bez kompleksów i być wiarygodnym jako pocieszyciel. Tego się nauczyłem od lekarzy. W ogóle uważam, że powinniśmy ufać lekarzom. Oni są jak dowódcy oddziałów. Mają głęboką wiedzę i doświadczenie. Wiedzą, jak pokierować oddziałem, by wygrać wojnę, a przy okazji ponieść jak najmniejsze straty. Andrzej Adamczewski: Jak Pan sobie radzi ze skrajnymi emocjami, jakie towarzyszą każdej wizycie na dziecięcym oddziale onkologicznym. Bartosz Opania: Na to nie da się uodpornić. Nawet nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, co czują rodzice chorych dzieci. Właśnie rodzice, bo dzieci, zwłaszcza te najmłodsze, często nie zdają sobie sprawy z powagi sytuacji. Spotykając się z nimi, widzę prawdziwe bohaterstwo. Bo jak inaczej nazwać to, co robią rodzice rocznego dziecka chorego na białaczkę, mieszkający w szpitalu i nie odstępujący malucha ani na sekundę. Andrzej Adamczewski: Czy to Pana życiowa rola? Bartosz Opania: Ważna. Jestem człowiekiem słabym. Bez przerwy miotam się w poszukiwaniu właściwej drogi. Spotkania z chorymi dziećmi i ich rodzicami pokazują mi priorytety i pomagają zrozumieć, co jest w życiu najważniejsze. Andrzej Adamczewski andrzej.adamczewski@echomiasta.pl