Jak poinformował rzecznik PKP PLK Krzysztof Łańcucki, ruch pociągów został wznowiony, ale utrudnienia na trasie tzw. kolei warszawsko-wiedeńskiej (Warszawa-Katowice) mogą potrwać jeszcze kilka godzin. Przyznał, że maszynista pociągu PKP Cargo, który zatrzymał ruch, został zastąpiony przez innego. - Komisja zakończyła czynności. Wiem, że maszynista został zastąpiony innym; nie wiem, jakie ustalenia poczyniła komisja. W tej chwili jest za wcześnie, by o tym mówić - zaznaczył rzecznik PKP PLK. Według Łańcuckiego o godz. 9.15 maszynista pociągu PKP Cargo, który jechał od strony Piotrkowa Trybunalskiego, przed stacją Baby zgłosił wątpliwości co do wskazań semafora wjazdowego do stacji. Zatrzymał pociąg, odmówił dalszej jazdy i zażądał przybycia komisji. Na miejscu pojawili się przedstawiciele PKP PLK oraz PKP Cargo i sprawdzali m.in. wskazania sygnalizacji. Ruch został wstrzymany na ponad trzy godziny, bowiem w tym miejscu czynny jest tylko jeden tor; drugi został wyłączony z powodu remontu. Postąpił prawidłowo Według PKP Cargo maszynista postąpił prawidłowo. - Maszynista PKP Cargo, prowadząc pociąg towarowy relacji Kamieniec Ząbkowicki-Sochaczew, w trakcie dojazdu do stacji Baby stwierdził sprzeczne wskazania pomiędzy ostatnim semaforem blokady samoczynnej trójstawnej (obraz "wolna droga") oraz semaforem wjazdowym na stację ("wolna droga ze zmniejszoną szybkością - jazda ze zmianą toru"). Świadczyło to o usterce w urządzeniach sterowania ruchem kolejowym - poinformował w komunikacie rzecznik przewoźnika Piotr Apanowicz. Dodał, że komisja kolejowa potwierdziła nieprawidłowości wskazań semaforów. - Tym samym uznała zasadność decyzji maszynisty PKP Cargo - wskazał rzecznik. - Trwają prace mające głównie na celu znalezienie przyczyny nieprawidłowego działania urządzeń sterowania ruchem. Dzięki właściwej postawie maszynisty udało się uniknąć zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu kolejowym - dodał. Podziękowania za odpowiedzialność Rzecznik poinformował także, że prezes PKP Cargo Wojciech Balczun podziękował maszyniście Edwardowi Pryczkowi za odpowiedzialną postawę. Szef Związku Zawodowego Maszynistów Kolejowych w Polsce Leszek Miętek powiedział, że jako maszynista z 30-letnim stażem postąpiłby tak samo. Dodał, że maszyniści wielokrotnie zwracali uwagę, że wskazania semaforów były inne. - To jest bardzo poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa ruchu kolejowego. Tylko dlatego, że była dobra widoczność i maszynista zachował się prawidłowo, to katastrofy tym razem udało się uniknąć - powiedział Miętek. "Mielibyśmy kolejną katastrofę" Miętek wyjaśnił, że "semafor blokady samoczynnej pokazuje, z jaką prędkością można koło tego semafora jechać, ale wskazuje również jakiego sygnału można się spodziewać na następnym semaforze, czyli w tym przypadku semaforze wjazdowym do stacji Baby". - Ten semafor blokady samoczynnej pokazywał światło zielone, czyli mówił, że droga jest wolna i że semafor wjazdowy do stacji Baby powinien pokazywać sygnał "jazda z największą dozwoloną prędkością". Ale ten semafor nie pokazywał takiego światła, tylko nakazywał maszyniście zmniejszenie prędkości do 40 km/godz. Proszę sobie wyobrazić, że nie byłby to pociąg towarowy, tylko pasażerski nocą we mgle. Maszynista jechałby z maksymalną dozwoloną prędkością i dopiero w ostatniej chwili zauważyłby, że musi zmniejszyć prędkość do 40 km/godz. Nie zdążyłby wyhamować i mielibyśmy kolejną katastrofę w Babach - powiedział Miętek. Pociąg uderzył w nasyp W sierpniu ubiegłego roku w pobliżu stacji w Babach doszło do katastrofy pociągu TLK Warszawa-Katowice. Wykoleiła się lokomotywa i cztery wagony. Jeden z nich wypadł z torów i przewrócił się. Dwie osoby zginęły, a 80 zostało poszkodowanych. Według piotrkowskiej prokuratury, jedną z przyczyn wypadku była nadmierna prędkość, z jaką pociąg wjechał na rozjazd. 42-letniemu maszyniście przedstawiono zarzut spowodowania katastrofy kolejowej. Grozi za to kara do 12 lat więzienia. Piotrkowska prokuratura nadal prowadzi śledztwo w tej sprawie.