Jak poinformował rzecznik łódzkiej prokuratury Krzysztof Kopania, sąd przychylił się do wniosku prokuratury, która wystąpiła o aresztowanie N. z uwagi na grożącą mu surową karę dożywotniego więzienia oraz obawę matactwa. Dodał, że sąd aresztował też na dwa miesiące K. Śledczy postawili mu zarzut nieudzielenia pomocy osobie będącej w stanie bezpośredniego zagrożenia życia. Grozi mu kara do trzech lat więzienia. Prokuratura chciała, by Bartłomiej K. został aresztowany z uwagi na obawę matactwa oraz ukrywania się. Grażyna Jeżewska z łódzkiego sądu dodała, że w uzasadnieniu decyzji o aresztowaniu podejrzanych sąd zwrócił również uwagę, że zebrany materiał dowodowy wskazuje na duże prawdopodobieństwo popełnienia przez nich zarzucanych im czynów. Zdaniem sądu aresztowanie podejrzanych jest również konieczne dla "zabezpieczenia prawidłowego toku postępowania śledztwa". Odnosząc się do Bartłomieja K. sąd zwrócił uwagę, że mężczyzna m.in. mógłby nie tylko wpływać na zeznania świadków, ale również ukrywać się lub uciec. Te ostatnie obawy miałyby potwierdzić informacje o kontaktach podejrzanego z osobami mieszkającymi za granicą już po zdarzeniu. Ofiara miała 11 ran od noża Do tragedii doszło w ub. tygodniu, w nocy z piątku na sobotę, w centrum Łodzi na ul. Piotrkowskiej. 20-letni chłopak i dziewczyna bawili się w jednym z pubów. Po wyjściu z lokalu usiedli na murku i rozmawiali. Gdy obok nich przechodziło dwóch mężczyzn, jeden z nich, Rafał N., potknął się o nogę dziewczyny. Wrócił, uderzył ją otwartą dłonią w twarz i odszedł. 20-latek pobiegł za napastnikiem. Ten wyciągnął nóż i kilkanaście razy ugodził chłopaka. Jak się później okazało, na ciele ofiary stwierdzono 11 ran od noża. Tuż po tragedii policja zabezpieczyła miejsca zdarzenia, przesłuchała świadków i zabezpieczyła nagrania z kamer monitoringu miejskiego. Powołano specjalną grupę złożoną z najbardziej doświadczonych policjantów do wyjaśnienia okoliczności zabójstwa. Wyznaczono też 5 tys. zł nagrody za pomoc w ustaleniu tożsamości sprawców. Mieszkańcy zapowiedzieli marsz Jeszcze tego samego dnia policja zatrzymała poszukiwanych. Kiedy funkcjonariusze dojeżdżali do domu 20-letniego Rafała N., ten stawił się w komisariacie. Krótko po nim zatrzymany został jego 23-letni kolega Bartłomiej K. Policja zabezpieczyła nóż, który sprawca porzucił ulicy. Według prokuratury ostrze noża ma ok. 12 cm długości. Obaj zatrzymani potwierdzili na policji przebieg zdarzenia. Nie potrafili wytłumaczyć swojego zachowania. Mężczyźni byli już wcześniej notowani - Rafał N. m.in. za rozboje, Bartłomiej K. za przestępstwa narkotykowe. Podczas przesłuchania w prokuraturze N. początkowo przyznał się do zabójstwa, później jednak zmienił zdanie i twierdził, że nie chciał zabić, a jedynie nastraszyć. Jak mówił, zadając ciosy, był przekonany, że trafia w kurtkę. Powiedział też, że w sobotę pił alkohol i zażywał narkotyki. Potwierdził, że uderzył kobietę w twarz, ale nie wie, dlaczego; zasłaniał się niepamięcią. Według śledczych Rafał N. chwalił się w swoim środowisku, że nosi przy sobie nóż, chciał uchodzić za niebezpiecznego. Bartłomiej K. przyznał się do zarzucanego mu czynu. Stwierdził, że wie, iż powinien udzielić pomocy; nie zgłosił się na policję, bo "nie chciał wydać kolegi". Podobnie jak Rafał N. twierdził, że był pod wpływem alkoholu i narkotyków. Od soboty w miejscu tragedii łodzianie palą znicze. Na jednym z portali społecznościowych internauci zapowiedzieli, że w niedzielę 24 lutego (a nie jak wcześniej planowali 11 marca) organizują marsz w imię "solidarności społecznej i poprawy bezpieczeństwa w mieście". We wtorek chęć udziału w marszu zapowiedziało 2,5 tys. osób. W poniedziałek prezydent Łodzi Hanna Zdanowska po spotkaniu z przedstawicielami straży miejskiej i policji zapowiedziała zwiększenie liczby patroli. Zapewniła, że przy okazji trwającego remontu ul. Piotrkowskiej instalowane jest okablowanie do nowego monitoringu. Zaapelowała też do wojewody o przekazanie większych pieniędzy na dodatkowe patrole policji w mieście.