Sąd na wniosek prokuratury aresztował Romana P. na trzy miesiące. Grozi mu kara do ośmiu lat więzienia - poinformował rzecznik łódzkiej prokuratury Krzysztof Kopania. Tragedia rozegrała się w nocy z piątku na sobotę. Paliło się mieszkanie w kamienicy przy ul. Włókienniczej w centrum Łodzi. W wyniku pożaru ciężkiemu zatruciu tlenkiem węgla uległa młoda kobieta wraz z dwiema córkami w wieku niespełna czterech i pięciu lat, mieszkające piętro wyżej. Mimo reanimacji starszej z dziewczynek nie udało się uratować. 23-letnia matka i jej młodsza córka trafiły w bardzo ciężkim stanie do szpitali. Niestety, mimo wysiłków lekarzy, kobieta i jej druga córka zmarły w poniedziałek wieczorem. Prokuratura Łódź-Śródmieście, która wszczęła śledztwo w sprawie pożaru, wstępnie ustaliła, że jego prawdopodobną przyczyną było zaprószenie ognia przez 46-latka, w którego mieszkaniu wybuchł pożar. Strażacy znaleźli mężczyznę na klatce schodowej. Roman P. był wówczas pijany; miał 2,7 promila alkoholu w organizmie. Trafił do szpitala z poparzeniami dłoni. We wtorek po południu mężczyzna został zatrzymany na polecenie prokuratury, a w środę usłyszał zarzut dotyczący nieumyślnego spowodowania pożaru kamienicy w wyniku którego śmierć poniosły trzy osoby. Podczas przesłuchania Roman P. przyznał się do nieumyślnego spowodowania pożaru. Wyjaśnił, że pił tego dnia alkohol. Podczas ładowania zapalniczki - według jego relacji - miał eksplodować pojemnik z gazem i to miało spowodować rozprzestrzenienie się ognia. Prokuratura ustaliła, że 23-letnia kobieta sama wychowywała dzieci. Rok wcześniej w innym tragicznym pożarze przy ul. Pomorskiej w Łodzi zginęła jej matka.