Podczas przesłuchania Michał S. przyznał się do zabójstwa, które wcześniej zaplanował. Grozi mu kara dożywotniego więzienia - poinformował rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania. Pojechała do klienta i nie wróciła Do zbrodni doszło w sobotę. O zaginięciu matki mieszkającej w Żychlinie zaalarmowała policję jej córka. Kobieta pracowała dla jednej z firm kredytowych. Wyjechała rano z domu, żeby odebrać od klientów kolejne raty spłat pożyczek. Do godzin popołudniowych jednak nie wróciła. Policjanci rozpoczęli poszukiwania i szybko ustalili adres w jednej z miejscowości w okolicach Żychlina, gdzie kobieta była widziana po raz ostatni. Przyjechała do 28-latka, żeby odebrać niewielką ratę pożyczki. Dwa kilometry od tej miejscowości natrafiono na jej porzucony samochód; w środku były ślady krwi. Zwłoki kobiety z ranami od noża znaleziono zakopane i przykryte gałęziami w pobliskim lesie, około dwóch kilometrów od miejsca, gdzie zostało porzucone auto. Zabił, bo nie chciał płacić rat W nocy z soboty na niedzielę policjanci zatrzymali auto, który jechał podejrzewany o zbrodnię 28-latek wraz z dwoma kolegami. Cała trójka była pijana; mężczyźni mieli po 3 promile alkoholu w organizmie. Po wytrzeźwieniu 28-letni Michał S. został przesłuchany i usłyszał zarzut zabójstwa kobiety. Przyznał się do zarzucanego czynu, a podczas wizji lokalnej wskazał miejsce, gdzie 300 metrów od auta wyrzucił narzędzie zbrodni - nóż. Dzień przed zabójstwem zabrał go z samochodu swojego ojca, bo - według prokuratury - już wtedy zaplanował zbrodnię. Postanowił, że zabije kobietę i w ten sposób uniknie konieczności spłat kolejnych rat pożyczki. Jak ustalono, gdy kobieta przyjechała do niego po pieniądze, 28-latek przekonał ją, że musi wypłacić je z bankomatu i żeby razem pojechali jej samochodem do Żychlina. Po drodze zaatakował ją nożem, zadając sześć ciosów. Później pojechał do lasu, zakopał zwłoki a samochód porzucił. Po morderstwie bawił się z kolegami Mężczyzna zrabował ofierze tysiąc złotych. Potem pieszo wrócił do domu, gdzie zmienił zakrwawioną odzież, a następnie pojechał bawić się z kolegami, m.in. w dyskotece. Według śledczych za zrabowane pieniądze kupił sobie nowe spodnie, buty, fundował kolegom pizzę, alkohol i wynajął pokój w hotelu. Jego dwaj znajomi zostali przesłuchani w charakterze świadków i zwolnieni do domów. To kolejne w ostatnich latach zabójstwo przedstawicielki tej firmy kredytowej w woj. łódzkim. W kwietniu 2004 r. zamordowana została 35-letnia kobieta. Do kolejnego zabójstwa doszło na osiedlu Teofilów w Łodzi: 49-letnia kobieta, która przyszła po odbiór 22 zł raty pożyczki została uduszona. Obaj sprawcy tych zbrodni zostali skazani na dożywotnie więzienie. Firma Provident w szoku W przesłanym we wtorek PAP oświadczeniu zarząd Provident Polska SA podkreślił, że jest wstrząśnięty ostatnim tragicznym wydarzeniem, a firma współpracuje z policją i stara się pomóc w jak najszybszym wyjaśnienia tego zdarzenia. "Głęboko współczujemy rodzinie i bliskim. Zapewniamy, że dołożymy wszelkich starań, aby udzielić im odpowiedniego wsparcia. Jesteśmy w stałym kontakcie z rodziną zmarłej" - napisano w stanowisku zarządu Provident Polska. Jak poinformował rzecznik prasowy spółki Tomasz Trabuć, w celu zwiększenia bezpieczeństwa przedstawicieli firmy m.in. w 2010 r. odbyły się w jej oddziałach szkolenia dla ponad 9 tys. osób. Podjęto też inne działania w tym zakresie.