Mają jednak dwie główne cechy wspólne. To Jerzy Korytkowski i scena. Właśnie on wymyślił te postaci, wciela się w nie co jakiś czas i mówi do ludzi ze sceny. Mówi po to, by bawić, obnażać wady mieszkańców wsi i śmiać się z samego siebie. Tolek Gałązka w swoim żywiole Jerzy Korytkowski, na co dzień dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Moszczenicy, w domu - jak sam twierdzi - poważny i stonowany, czasem jednak wkłada słomiany kapelusz, czerwoną muchę, wychodzi na scenę i... zaczyna się. To jego żywioł. Kiedy Tolek Gałązka mówi do ludzi są brawa, śmiech i wspólna zabawa, chociaż nie szczędzi krytyki wobec wiejskiej i miejskiej rzeczywistości. - Tolek Gałązka z Moszczenicy dużo mówi o alkoholu. Oczywiście w sposób humorystyczny krytykuje takie zachowania. Czasem rzuci dowcip na ten temat, np. uczeń w szkole, zapytany o żywioły, mówi, że są cztery: ogień, ziemia, powietrze i wódka. Dlaczego wódka? - pyta nauczycielka. Bo jak tata przychodzi do domu pijany, to mama mówi, że jest w swoim żywiole... I takie tam... Mówi o problemach gminnych, włącza się niekiedy do polityki (może czasem niepotrzebnie), mówi o ludziach, ich wadach i zaletach. Ci ostatni na szczęście nie obrażają się na Tolka, bo on jest taki sam jak oni, nawet mówi takim samym, wiejskim językiem (który - myślę - dodaje kolorytu tym wypowiedziom). Jest po prostu jednym z nich. To przecież ich sołtys - mówi Jerzy Korytkowski. Do Gałązki dołączyła Ciotka Apolonia Ale dopiero po kilku latach. Jerzy Korytkowski stwierdził, że skoro jest mężczyzna, który jest sołtysem i przedstawicielem wiejskiej społeczności, musi być też przedstawicielka płci przeciwnej. - Kiedy z kolegami z kapeli (wtedy Tolek nie działał sam, głównie grał w kapeli) wymyślaliśmy postać sołtysa, zastanawialiśmy się, jak go nazwać. Tolek, brzmiał fajnie, zabawnie, swojsko, a Gałązka ludowo i dość specyficznie. Chciałem stworzyć taką postać, która będzie zbiorem wad i zalet przeciętnego mieszkańca wsi. Wymyśliłem Gałązkę w latach 90. Czyli ma on już ponad dwadzieścia lat... Ojej, to już chyba pora kończyć... Kilka lat później stwierdziłem, że skoro jest mężczyzna, to musi też być kobieta. I tak narodziła się Ciotka Apolonia. To herod-baba, która niczego się nie boi i zawsze mówi to, co myśli. Ona jest pierwowzorem dawnej gospodyni domowej, hardej, pełnej radości, witalności, takiej, co to czasem humorem rzuci, a jak trzeba, to potrafi się odgryźć. Czy mam opory, żeby przebierać się za kobietę? Nie, wcale. Jak człowiek chce udawać artystę, to musi taki być. Nie może się bać czy krępować. Zresztą Apolonia to baba z wąsami. Ona, jak trzeba, to i z facetami zatańczy, czym bardzo rozbawia kobiety i ich samych - mówi Jerzy Korytkowski. Po Apolonii zjawił się Jan Kopara (nie mylić z Kiepurą). To śpiewak operetkowy, który bawi ludzi innym humorem niż Tolek i Apolonia. - Bardzo lubię operetki. Występy tego typu śpiewaków bardzo przypadły do gustu również moszczenickiej publiczności. Wiem to, bo od jakiegoś czasu zapraszamy śpiewaków operetkowych do naszego GOK-u. Przyjeżdżają z całej Polski. Kiedyś, podczas jednej z rozmów ze znanym śpiewakiem, Witoldem Matulką, usłyszałem, że powinienem spróbować swoich sił w śpiewie operetkowym i zganił, że do tej pory nic z tym nie zrobiłem. Zachęcił mnie, bym śpiewał. Poczułem się zmotywowany. Pomyślałem: dlaczego nie. Oczywiście chciałem, żeby to nie było na poważnie, bo jestem amatorem, ale dlaczego by nie włączyć takiej postaci do kabaretu? Dużą pomoc otrzymałem od Jana Dudkiewicza, który prowadzi u nas chór. On przygotował mnie muzycznie, podpowiedział co i jak z tymi wysokimi dźwiękami. No i tak powstał Jan Kopara - mówi Jerzy Korytkowski. Tolek, Apolonia i Kopara zdaniem dyrektora GOK są również formą promocji, nie tylko GOK-u, ale całej gminy. Niejedną nagrodę mają na koncie, nie licząc już tych wszystkich owacji, które za każdym razem dostają od publiczności. Tymi postaciami chcą pokazać, że są ciekawą gminą, w której cały czas coś się dzieje. - W nazwie kabaretu jest Moszczenica. Jest Tolek Gałązka z Moszczenicy i zawsze to podkreślam. Poza tym w naszym GOK-u jest wiele innych, ciekawych i słynnych już zespołów ludowych. Tkacze na przykład, kapela, która osiąga sukcesy nie tylko w regionie, ale też w całym kraju, a nawet za granicą. Poza tym to świetna promocja ludowych korzeni, zachowanie ich od zapomnienia. Czasem jako kabaret Tolka Gałązki z Moszczenicy jesteśmy zapraszani do szkół, by przybliżyć młodzieży folklor i ludowe tradycje, w sposób humorystyczny oczywiście, by było ciekawie. Tolek Gałązka, Apolonia i Kopara spełniają jeszcze jedną ważną funkcję. Zachęcają inne zespoły z GOK do aktywności scenicznej. Niektórzy mówią sobie, że skoro dyrektor GOK może się wygłupiać na scenie, to dlaczego my nie możemy? I to sprawia, że tych zespołów jest dużo i działają bardzo aktywnie, wyjeżdżają promować gminę, również poza region. Zaczynają wierzyć w to, że takie działania dodają optymizmu i dodają do naszego szarego życia trochę barw - podkreśla Jerzy Korytkowski. Pisze teksty, układa melodie Tak jak zmienia się rzeczywistość, tak i z duchem czasu muszą iść Tolek i Apolonia. Cały czas chcą być na bieżąco i wiedzieć, co w trawie piszczy. - Teksty piszę sam, sam układam melodię. Ciągle trzeba wiedzieć, co się dzieje w świecie. Świat nie stoi w miejscu, więc moi bohaterowie też nie mogą. Cały czas coś zmieniam, dopisuję, by było śmiesznie i ciekawie. No i chyba to się ludziom podoba. Po występach dostaję gratulacje, podziękowania, czasem nawet maile z Warszawy. To miłe - mówi dyrektor GOK w Moszczenicy. Żona do Apolonii nie ma przekonania - Apolonia, Tolek i Kopara sprawiają, że czuję się krzepki i młodszy. W ogóle bycie na scenie i rozbawianie ludzi dodaje fajnej energii, sprawia, że życie jest bardziej kolorowe - akcentuje Jerzy Korytkowski. Dyrektor GOK, zawsze wesoły i pełen optymizmu mówi, że jak wraca do domu, to rodziny już nie rozbawia. - Wracam do domu bardzo późno i już nie mam siły. Zresztą moje dzieci nie są w ogóle zainteresowane kulturą ludową i pod tym względem się ze mną nie integrują. Mają inne zainteresowania. Bardziej współczesne. Moja żona natomiast... nie lubi Apolonii, nie ma do niej przekonania. Ale za to była na ostatnim moim występie, oglądała Jana Koparę i... chwaliła. Kiedy zaczynam próby w domu i wcielam się w Apolonię albo Jana Koparę, domownicy zatykają uszy i krzyczą "O nie, znowu się zaczyna". Nie jest łatwo - mówi Jerzy Korytkowski. *** Podczas rozmowy Jerzy Korytkowski uświadomił sobie, że Tolek Gałązka ma już ponad dwadzieścia lat. Przerażony stwierdził, że chyba czas już zakończyć żywot słynnego sołtysa. Wielu pewnie ma nadzieję, że to tylko kolejny żart Gałązki z Moszczenicy, bo już za rok kolejne święta gminne, a na nich nie może zabraknąć Tolka, Apolonii i Kopary. Ewa Tarnowska-Ciotucha