Ewa I. to jedna z głównych podejrzanych z grona 64 osób zatrzymanych w tej sprawie w ostatnich dniach przez CBA. Kobieta miała być przesłuchana już w poniedziałek, ale uskarżała się na różne dolegliwości. Została przebadana przez biegłych z Zakładu Medycyny Sądowej oraz biegłych innych specjalności, którzy pozwolili na jej udział w czynnościach procesowych. Prokurator przedstawił Ewie I. 84 zarzuty dot. pomocnictwa do oszustwa, głównie wyłudzenia zasiłków chorobowych na szkodę ZUS w łącznej kwocie ponad 500 tys. zł, wystawiania fałszywych zaświadczeń i przyjmowania korzyści majątkowych. Grozi za to do 10 lat więzienia. - Podczas przesłuchania podejrzana nie przyznała się do żadnego z zarzucanych jej przestępstw i złożyła obszerne wyjaśnienia. Prokurator skierował do sądu wniosek o jej tymczasowe aresztowanie - powiedział rzecznik łódzkiej prokuratury Krzysztof Kopania. Sąd ma rozpoznać wniosek w środę. To kolejna sprawa z udziałem Ewy I. Kilka lat temu lekarka została zatrzymana w śledztwie dot. utrudniania postępowań karnych i fałszowania dokumentacji medycznej. Sąd pierwszej instancji skazał ją na 4,5 roku więzienia, ale po apelacji wyrok został uchylony. Sąd zakwestionował opinie biegłych powołanych przez śledczych i sprawa została zwrócona do prokuratury. W śledztwie prowadzonym przez CBA i Prokuraturę Okręgową w Łodzi dot. wyłudzeń zasiłków z ZUS, w ostatnich dniach zatrzymano na terenie całej Polski 64 osoby. Była to rekordowa liczba osób zatrzymanych przez CBA w ramach jednej operacji. Wśród zatrzymanych są też przedsiębiorcy, osoby prowadzące sklepy w sieciach handlowych, bezrobotni i osoby zagrożone zwolnieniem z pracy. Podejrzanym przedstawiono zarzuty wręczania lub przyjmowania łapówek, wystawiania fałszywych zwolnień lekarskich i wyłudzenia na ich podstawie zasiłków chorobowych z ZUS. Tyle samo zarzutów co lekarka usłyszał 39-letni Krystian R. zatrudniony jako pomoc medyczna w jej prywatnym gabinecie. Był on jedną z trzech osób, które organizowały proceder wystawiania fałszywych zwolnień i "naganiały" klientów do gabinetu lekarskiego. Za swoje usługi brali oni od 10 do 30 zł. Pacjenci trafiali do gabinetu nie tylko przez pośredników, ale również m.in. za pośrednictwem ogłoszeń. Każde zwolnienie lekarskie było wystawiane za opłatą stanowiącą wysokość jednorazowej wizyty w gabinecie - od 60 do 100 zł. Często podczas jednej wizyty wystawiano kilka kolejnych zaświadczeń "do przodu". Za każde pobierano opłatę. Fikcyjne zwolnienia wykorzystywane były w różny sposób. W jednej z dużych sieci handlowych osoby tam zatrudnione wykonywały swoje obowiązki w okresie, w którym formalnie były na zwolnieniu lekarskim. Za swoją pracę otrzymywały wynagrodzenie, którego większą część stanowił wyłudzony zasiłek chorobowy z ZUS. Inny przedsiębiorca zatrudniał pracowników jednocześnie w kilku sklepach jednej z sieci handlowych. W rzeczywistości osoby te nigdy tam nie pracowały, a miały ustalone wysokie wynagrodzenie. Później rzekomo chorowały, a wszyscy dzielili się zasiłkiem chorobowym wyłudzonym z ZUS. Dotąd zarzuty w tej sprawie usłyszało już 87 osób. Śledczy nie wykluczają jednak kolejnych zatrzymań.