Śródmiejska prokuratura badała prawidłowości działań policjantów i zasadności użycia przez nich broni służbowej. - Prokurator umorzył postępowanie uznając, że policjanci nie przekroczyli swoich uprawnień i nie popełnili przestępstwa - powiedział rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania. Tragiczne wydarzenia rozegrały się w marcu w jednym z mieszkań przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi. Pogotowie dostało wezwanie do postrzelonego mężczyzny. Ratowników wezwała jego siostra, kiedy po usłyszeniu huku, znalazła go rannego z bronią w ręku. Później okazało się, że był to pistolet pneumatyczny, z którego mężczyzna sześciokrotnie strzelił sobie śrutem w głowę. Według policji gdy na miejscu pojawili się funkcjonariusze zobaczyli stojącego w drzwiach mężczyznę, który wymierzył broń w ich stronę. Policjanci mieli wezwać go do rzucenia broni, a gdy tego nie zrobił, oddali w jego kierunku kilka strzałów. 52-latek schował się za ścianą, a później ponownie wymierzył broń w policjantów. Według ustaleń śledczych mężczyzna prawdopodobnie strzelił także w ich kierunku; ci oddali kolejne strzały. Gdy policjanci weszli do mieszkania okazało się, że mężczyzna jest ranny w klatkę piersiową i brzuch. Trafił do szpitala; pomimo operacji zmarł kilka dni później. Prokuraturze nie udało się go przesłuchać. Ustalono, że policjanci wystrzelili w sumie osiem razy - w jednym z magazynków nie było siedmiu pocisków; w drugim brakowało jednego. W śledztwie przesłuchano interweniujących policjantów, załogę karetki pogotowia i członków rodziny postrzelonego mężczyzny - żonę i siostrę. Przeprowadzono też szczegółowe oględziny miejsca zdarzenia. Z sekcji zwłok wynika, że pokrzywdzony zmarł na skutek obrażeń wielonarządowych, spowodowanych ranami postrzałowymi klatki piersiowej i brzucha, z policyjnej broni. Obrażenia głowy nie przyczyniły się do jego śmierci. Prokuratura uznała, że nie doszło do przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez policjantów. Według prok. Kopani z zeznań świadków wynika, iż policjanci krzyczeli "policja" i wzywali mężczyznę do natychmiastowego odrzucenia broni. 52-latek nie respektował tych poleceń i mierzył do funkcjonariuszy - jak się później okazało - z pistoletu pneumatycznego, który był wierną repliką pistoletu typu Walther P99. Policjanci - według śledczych - w czasie akcji nie wiedzieli, iż nie jest to broń ostra. - Policjanci mieli prawo przypuszczać, że mężczyzna posługuje się bronią ostrą, mierzył w ich stronę, tak więc mogli ocenić, że byli w sytuacji bezpośredniego zagrożenia ich życia. Nie mogli też użyć środków przymusu bezpośredniego. Jest też prawdopodobne, że mężczyzna oddał strzał w ich stronę - wyjaśnił Kopania. Dodał, że prokuratura skonfrontowała przebieg interwencji z obowiązującymi przepisami i regułami dotyczącymi użycia broni służbowej. - Wszystkie procedury - jak wynika z ustaleń - były przestrzegane, dlatego też prokurator nie dopatrzył się podstaw do stwierdzenia, że policjanci popełnili przestępstwo i postępowanie zostało umorzone - zaznaczył rzecznik prokuratury.