Ile może być koniczyn na metrze kwadratowym - zastanawia się Małgorzata Skwarek-Gałęska, na co dzień bibliotekarka w szpitalu im. Madurowicza. - W niektórych miejscach wcale, w innych mnóstwo. To pomaga Pani Małgorzata zna takie miejsce w Ogrodzie Botanicznym, w którym rosną chyba tylko czterolistne sztuki. Ale, jak mówi, jest fair i nie szuka tam żadnych nowych okazów. Zresztą nie szuka ich nigdzie, one po prostu się znajdują. Pierwszą czterolistną koniczynę znalazła tuż po wydaniu swojego trzeciego tomiku wierszy, kiedy była w ciąży z córką Katarzyną. A potem to już poszło samo. Koniczyna tu, koniczyna ówdzie, koniczyna tam. I pomyśleć, że niemal jedyny obszar "zbiorów" to droga z pracy do domu i Ogród Botaniczny. Choć zdarzało się, że roślinkę szczęścia znajdowała też np. na parkingu przy szosie. Co z nimi robi? Większa część trafia do własnej kolekcji, sporo daje też ludziom w szpitalu, znajomym. - To im pomaga. Chyba głównie w sferze psychicznej - mówi Małgorzata Skwarek-Gałęska. Muszę pisać Taka pomoc jest nie do przecenienia, szczególnie, kiedy pracuje się w bibliotece w szpitalu. Przecież tu są chorzy ludzie, kobiety w zagrożonych lub powikłanych ciążach. Niby to tylko roślinka z czterema listkami, ale potrafi zdziałać cuda. Jak w przypadku koleżanki, która była w poważnym dołku. Na spacerze pani Małgorzata już wypatrzyła koniczynkę, ale chciała, żeby znalazła ją przyjaciółka. "Podprowadziła" ją, pokazując żuczka. - I znalazła czterolistną koniczynkę. Od tego czasu jej życie zmieniło się diametralnie na lepsze - przyznaje poetka. Jej największą pasją są właśnie wiersze. Dzieli się nimi jak koniczynkami. Wydała sześć tomików, siódmy już jest na ukończeniu. - Ja nie chcę, ja muszę pisać. To wewnętrzny przymus - mówi pani Małgorzata. Tragedia Poezja pozwoliła jej przetrwać chyba najtrudniejszy czas w życiu, kiedy to na Mazurach utonął mąż poetki. W 2000 r. w ich łódkę uderzyła trąba powietrzna. Jacht przy pełnych żaglach przewrócił się do góry dnem. Ona sama, nie umiejąc pływać, jakimś nadludzkim wysiłkiem złapała owiniętą w śpiwór pięcioletnią córkę Dominikę i wyciągnęła z topieli. Mężowi się nie udało... - Długo nie mogłam w to uwierzyć - przyznaje. Na Mazurach rozlepiała plakaty, licząc że mąż mógł np. stracić pamięć. Ale jego ciało wypłynęło. Dokładnie w dniu urodzin Dominiki. A już w domu, kiedy przeglądała rzeczy po mężu, na podłogę spadła pocztówka znad jeziora Kisajno z miejscem, gdzie utonął jej mąż... Każdego dnia nosi ze sobą tę kartkę. I mimo wielkiej tragedii jest szczęśliwa. - Zresztą zależy, co dla kogo znaczy szczęście - przyznaje. - Mam dwie córki i dobrze mi w życiu. No może przydałoby się, żeby szpitalna biblioteka była większa. Sporo tomów leży w pudłach, a książki lubią być czytane, przeglądane. Na razie Małgorzata Skwarek-Gałęska nie napisała jeszcze wiersza o czterolistnych koniczynach. Może kiedyś powstanie. Przecież zebranie ponad 400 szczęśliwych roślinek do czegoś zobowiązuje. Michał Bogusiak michal.bogusiak@echomiasta.pl