Dramatyczne wydarzenia rozegrały się w nocy tuż po północy z 5 na 6 lutego w bloku przy ul. Aleksandrowskiej w Łodzi, a sprawę nagłośniła stacja TVN24. Z relacji konkubenta 21-letniej Pauliny Ż., który powiadomił policję, wynikało, że jego partnerka groziła rzuceniem się z okna, czego zresztą miała ostatecznie dokonać. Taki przebieg zdarzeń miał też później potwierdzić jeden z sąsiadów. Kobieta jakimś cudem upadek przeżyła, prawdopodobnie dzięki temu, że zamortyzowały go gałęzie rosnącego przed blokiem drzewa. Doznała jednak bardzo poważnych obrażeń, dlatego konieczna była hospitalizacja. - Została przyjęta na oddział ortopedii z rozpoznaniem złamania uda, żeber i miednicy - poinformowała w rozmowie z TVN24. Anna Tomczyk, rzecznik prasowy Szpitala WAM w Łodzi. Sprawą tajemniczego incydentu zainteresowała się łódzka prokuratura. Dzięki zeznaniom konkubenta udało się ustalić, że feralnego wieczoru oboje pili alkohol, potem miało dojść do kłótni. Poszkodowana wskutek upadku kobieta została przesłuchana dopiero po kilku dniach. Przyznała, że piła alkohol, ale nie jest w stanie odtworzyć przebiegu zdarzeń. Zdaniem świadków, tuż po upadku, Kamil P. miał zaprowadzić ich czteroletniego syna do leżącej kobiety i powiedzieć: "popatrz, tu leży twoja matka" - informuje stacja TVN24. Pracujący nad sprawą śledczy nie wykluczają żadnego scenariusza nawet usiłowania zabójstwa. Kamil P. nie został zatrzymany, nie usłyszał też żadnych zarzutów . Wręczono mu jedynie wezwanie na przesłuchanie. Na komisariacie jednak się nie zjawił, a miejsce jego pobytu nie jest znane. Teraz próbują je ustalić funkcjonariusze. Czy sytuacja została oceniona nieodpowiednio? Zdaniem funkcjonariuszy, nic nie wskazywało na to, że kobieta stała się ofiarą znęcania. Wykluczono też wersję zakładającą, że została wypchnięta. Badająca sprawę prokuratura zbiera obecnie materiał dowodowy ws. ewentualnego błędnego ocenienia sytuacji przez policjantów, którzy po wypadku nie zatrzymali konkubenta kobiety. FB.init("baac9ef38ccd29fc91ce2d9d05b4783b");