Jak poinformował rzecznik policji w Zduńskiej Woli Jacek Kozłowski, na policję zgłosiła się przerażona kobieta, która powiadomiła o uprowadzeniu jej syna. Z relacji matki wynikało, że chłopiec wracając ze szkoły został uderzony przez znanego mu jedynie z widzenia nastolatka. Gdy się przewrócił, napastnik wspólnie z czterema innymi nastolatkami przeszukali go, związali mu ręce, na oczy założyli opaskę. Następnie zaprowadzili go do opuszczonego budynku i zamknęli. Tam znajdować się miał jeszcze jeden chłopiec. Po około trzech godzinach obaj "uwięzieni" chłopcy oswobodzili się i uciekli. Taką wersję wydarzeń powtórzył 10-latek policjantom. Ci wytypowali ewentualnych sprawców uprowadzenia, ale kiedy poszli wraz 10-latkiem do budynku, w którym miał być więziony, pojawiły się wątpliwości. W sprawie uprowadzenia przesłuchano mieszkańców pobliskich domów, którzy stwierdzili, że nie zauważyli takiego zdarzenia. Po kilku szczegółowych pytaniach zadanych przez policjantów 10-latek przyznał się do kłamstwa. Powiedział, że grając w piłkę nożną zapomniał, że po lekcjach miał wrócić na obiad. Przestraszył się i dlatego wymyślił tę historię.