Gdyby nie przygoda z kabaretem, jaki zawód mógłby pan teraz wykonywać? Krzysztof Jaślar: Trener piłkarski. Skończyłem Wyższą Szkołę Wychowania Fizycznego w Poznaniu i robiłem specjalizację z piłki nożnej, a więc byłbym nauczycielem wf-u albo trenerem. Mam nadzieję, że nie brałbym udziału w tych aferach piłkarskich i byłbym nadal na wolności (śmiech). Był pan na tym samym roku co pan Laskowik? Nie, Zenek był dwa lata wyżej i też skończył specjalizację w piłce nożnej. Jak właściwie rozpoczęła się pana i kolegów działalność kabaretowa? Co sprawiło, że komedia przeważyła nad sportem? No więc, ja dołączyłem do grupy. Kabaret już istniał na tej uczelni i nazywał się "Klops". Skojarzenie nazwy tego popularnego dania studenckiego z nazwą kabaretu wzięła się od efektu pierwszej premiery. Czy to znaczy, że nie była udana? Rzekomo nie była udana. Wiem to z relacji "zenkowej". Nie był z tego zadowolony i dopiero jak się zdenerwował na widzów i zaczął na nich krzyczeć, to widzowie zaczęli się bawić. On się zorientował, że to co sobie zamierzył, to w konfrontacji z publicznością działa zupełnie odwrotnie. Po tej lekcji wyciągnął z tego wnioski i zaczął przygotowywać programy kabaretowe. Ja po dwóch latach dołączyłem do tej grupy. Poznaliśmy się w <a href="http://www.rmf.fm" target="_blank">Radio</a>węźle, gdzie przy gitarze i winie marki "wino" - za osiemnaście złotych - zawarliśmy znajomość. Ponieważ miałem dosyć donośmy głos, za to że głośno śpiewałem, zostałem przyjęty do kabaretu. Czy Pan Smoleń też wtedy działał z panami? Nie. Smoleń studiował w Krakowie. Chyba nazywało się to wtedy WYSROL, czyli Wyższa Szkoła Rolnicza. Obecnie nazywa się to Akademią Rolniczą. Smoleń skończył zoologię. Ja byłem w kabarecie TEY między 71 a 74 rokiem, a Boguś między 78 a 84. W kabarecie minęliśmy się, ale oczywiście znaliśmy się bardzo blisko i wtedy kiedy on odszedł z TEY'a, nawiązaliśmy bardzo bliską współpracę.