Simone Kermes bardzo starannie dobrała program. Złożyły się na niego arie pisane niegdyś przez Handla dla słynnej śpiewaczki Francesci Cuzzoni, elektryzującej w czasach kompozytora publiczność. Kermes parę lat temu poświęciła tym utworom cały album. Teraz zaprezentowała je na krakowskim festiwalu dając dowód niewiarygodnej wirtuozerii i aktorstwa. Gdy tylko teatralnie wkroczyła na scenę na instrumentalnym wstępie do arii z opery Rinaldo (1710) Furie terriblili, stało się jasne, że będzie to niezwykły wieczór. Oto czarownica Armida przybywa na rydwanie zaprzężonym w dwa ziejące ogniem smoki, by wesprzeć w walce kochanka. Rozjuszona do granic możliwości wzywa koloraturowymi okrzykami straszliwe furie. Kermes, odziana w zwoje kolorowych taft zapewniła sobie mocarne wejście! Cały recital zbudowała zgodnie z tezą Alfreda Hitchcocka: najpierw trzęsienie ziemi, a potem już tylko napięcie rośnie! Po ataku furii, niebywałym kontrastem była piękna liryczna aria z II aktu opery Juliusz Cezar (1722) Se piet? di me non senti (Jeśli nie masz dla mnie litości). Dzięki słodkiemu sopranowi Kermes można było zrozumieć, że nie tylko Kleopatra uwiodła Cezara, ale że i ona się w nim zakochała... Potem śpiewaczka przypomniala jedną z najsłynniejszych handlowskich arii Ombra mai fu (Nigdy wcześniej cień...) z Kserksesa (1738), w której mogliśmy znów podziwiać jej niesamowity - nośny i pełny sopran. Pierwszą część koncertu, przeplecioną dwoma koncertami Handela, zakończyła najeżona koloraturami i skokami interwałów aria z opery Scipione (1726) Scoglio d'immota fronte (Jak nieruchome skalne oblicze). I znów Simone Kermes brawurowo i bez wysiłku pokonała wszystkie wokalne szczyty. Do drugiej części koncertu, rozpoczętej Sinfonią C-dur Antonia Vivaldiego, mistrzowsko zagraną przez Venice Baroque Orchestra, artystka wybrała jeden z najpiękniejszych lamentów w operach Handla - Pianger? la sorte mia (Będę opłakiwać mój los) z opery Juliusz Cezar. Z towarzyszeniem koncertującego fletu Kermes-Kleopatra wpierw rozpacza, w łkających interwałach skarżąc się na swój los, ale w części środkowej arii - gdy planuje zemstę jej głos aż kipi od gniewnych pasaży. W 1726 roku, skończyło się niepodzielne panowanie Cuzzoni, a zaczęła się prawdziwa "wojna sopranów", bowiem Royal Academy of Music zatrudniło drugi najsłynniejszy sopran świata - Faustinę Bordoni. Od tej pory każda następna partia pisana przez Handela - była już prawdziwym polem wokalnej bitwy. Simon Kermes przypomniała jej najważniejsze etapy - arie z oper Siroe (1728), w której premierze obie panie zaśpiewały główne role, a także z Rodelindy (1725) i Admeto (1727). Na finał wybrała niezwykle popisową, żywiołową arię Adelaidy z Lotaria (1729) Scherza in mar la navicella (Łódka płynie radośnie wśród fal) - z czasów, kiedy spór primadonn już wygasał. Publiczność - reagująca na maestrię wokalną Simone Kermes tak żywiołowo, jak na koncercie rockowym, zgotowała artystce owacją na stojąco. No i się zaczęło! Na pierwszy bis poszła niesamowita aria Riccardo Broschiego - brata słynnego kastrata Farinellego Son qual nave ch'agitata (Jako statek unosze się na falach) z opery Artaserse J. A. Hassego. Broschi skomponował ją dla brata na jego londyński debiut w King's Theatre w 1734 roku. Drugi bis zaczął się zaskakującą... jazzową improwizacją lutnisty Ivano Zanengheghiego, który wprowadził kompletnie nowy feeling - profesjonalnie zaśpiewany przez Kermes evergreen Gershwina The Man I Love. Publiczność kompletnie oszalała. Po trzecim bisie - Lascia ch'io pianga (Niech płaczę) z Rinalda, Simone Kermes, już pozostała w Krakowie: The Women We Love. Dzisiaj na Festiwalu: koncert finałowy Arie e concerti IV Antonia Vivaldiego z udziałem wyczekiwanej w Krakowie Julii Lezhnevej oraz muzyków Ensemble Matheus pod batutą Jeana- Christophe'a Spinosiego. Początek koncertu o godz. 20.00 w Filharmonii im. Karola Szymanowskiego w Krakowie. Koncert będzie transmitowany na antenie Programu 2 Polskiego Radia. Więcej informacji o Festiwalu Więcej o biletach