Zdaniem organizatora festiwalu, Cezarego Witlewskiego z Zespołu Szkół Muzycznych w Słupcy, impreza ta jest ewenementem na mapie Polski. Nazwisko kompozytora "Młodej Polski", którego nie tak dawno nikt jeszcze nie rozpoznawał, stało się symbolem wydarzenia na stałe wpisanego w kalendarz prestiżowych wydarzeń muzycznych w Polsce. Gościem specjalnym był w tym roku Włodek Pawlik z zespołem, zdobywca najważniejszej amerykańskiej nagrody muzycznej. Cezary Witlewski, dyrektor Zespołu Szkół Muzycznych im. Apolinarego Szeluty w Słupcy: - Gościliśmy wybitnych pedagogów akademii muzycznych i nauczycieli fortepianu pod przewodnictwem prof. Katarzyny Popowej-Zydroń z Bydgoszczy, która będzie przewodniczyć również Międzynarodowemu Konkursowi Pianistycznemu im. Fryderyka Chopina w Warszawie. - Dla nas i uczestników festiwalu to olbrzymie wyróżnienie, że mieli możliwość zagrać przed takim znakomitym profesorem. Nic nie ujmujemy również pozostałym członkom jury, jak prof. Wojciechowi Świtale, dr hab. Joannie Marcinkowskiej, czy st. wykł. Oldze Łazarskiej, spod których rąk wychodzą wybitni pianiści. - Myślę, że nie ma na mapie Polski, festiwalu w tak małej miejscowości, z takimi nagrodami i z takimi gwiazdami. Za każdym razem festiwal jest świętem szkoły. Cel, który mi przyświeca, to przywrócenie pamięci o mieszkańcu Słupcy, kompozytorze Apolinarym Szeluto. Dzięki naszym staraniom stał się osobą bardziej rozpoznawalną w całej Polsce, nie tylko wśród gości, którzy byli na festiwalu. - Jako organizator i gospodarz muzykę Włodka Pawlika doceniłem już dawno. Staraliśmy się go zaprosić na drugi festiwal, ale niestety jego praca zawodowa nie pozwoliła. Po dwóch latach nasza impreza nabrała większych rumieńców, a w tym czasie płyta "Night in Calisia" zdobyła nagrodę Grammy w Stanach Zjednoczonych. Większego wyróżnienia nie można sobie wyobrazić. - Sądzę jednak, że ci ludzie, którzy przyszli w Słupcy na koncert jego zespołu, nie przyszli tylko dla tej nagrody. Na koniec koncertu byłem zszokowany, gdy po ostatnim dźwięku cała sala wstała i nie trzeba było czekać na ponowne wyjście artystów. Widziałem wzruszenie nawet w oczach głównego gościa. Zachowanie publiczności było rewelacyjne, jestem pod wrażeniem. ----- Rozmowa z gościem specjalnym Festiwalu im. Apolinarego Szeluty, Włodkiem Pawlikiem. Często koncertuje pan w małych miejscowościach? Włodek Pawlik: - Nie tak często, ale gdy mam okazję przyjechać do miast mniejszych niż te znane metropolie, to oczywiście bardzo chętnie odpowiadam na zaproszenie. Zależy mi na tym, by odwiedzać mniejsze skupiska muzyczne, bo w każdym mieście są fantastyczni ludzie, fantastyczna publiczność, która reaguje tak samo. Nie jestem muzykiem elitarnym, jestem muzykiem dla każdego, wystarczy się z nami umówić, czego dzisiejszy koncert jest potwierdzeniem. Czy czuł pan obecność wykładowców akademickich na sali podczas koncertu? - Raz się jest wykładowcą, raz artystą. Dla mnie nie ma to znaczenia w tworzeniu, kreowania muzyki. Kiedy wychodzę na scenę, to jest mój świat, w którym niezależnie od tego, kto siedzi na widowni, czy jest to Barack Obama, dla którego grałem, czy Kowalski, nie ma to żadnego znaczenia. Ważne żeby moja muzyka była na tyle sugestywna, żeby dotarła do każdego. I tych wielkich i tych mniej znanych. - Grając muzykę improwizowaną, czuję się bardzo swobodnie, swobodniej niż na koncertach muzyki poważnej, czy współczesnej, gdzie wszyscy są "sztywni". Nie wiem czy to dobrze, ale mam taką naturę, że nie czuję w sobie wewnętrznego podziału i sprzeczności, czy to jest muzyka taka czy inna, czy hołduję jednej idei czy stylowi. Jestem po prostu wolnym od szufladkowania muzykiem. Być może dlatego moja muzyka jest inna niż tych, którzy się deklarują jako wykonawcy jazzowi czy współcześni. Czarek Konrad, wybitny perkusista, który z panem gra, wyznał, że w dobrej kondycji trzyma go miłość do muzyki... - Bez muzyki, którą sobie wyobrażam, że chcę tworzyć i wykonywać, nie miałbym powodu, aby przeżywać życie pełną piersią. To jest dla mnie powietrze. Moi rodzice byli muzykami. Zacząłem się uczyć grać na różnych instrumentach od piątego roku życia. Nie wiem, czy to była miłość, czy sugestie rodziców. W którymś momencie przerodziło się to w pasję. - Grałem na fortepianie i do dziś specjalnie nic się nie zmieniło. Ten instrument tak jak wtedy, kiedy byłem dzieckiem, tak dzisiaj jest głównym narzędziem mojej pracy, czymś co jest wyjątkowe, magiczne, dające inspiracje i powód abym tworzył. Fortepian i ja to jest partnerstwo na dobre i na złe. ----- Zwycięzcy III FESTIWALU PIANISTYCZNEGO im. Apolinarego Szeluty w Słupcy: Po wysłuchaniu 63 uczestników jury postanowiło przyznać nagrody i wyróżnienia. W poszczególnych grupach zwycięzcami zostali: Maria Wojtaszek - ZSM w Ostrowie Wlkp. w grupie I, Witold Jagieła OSM I i II st. w Bytomiu i Zofia Tudruj - ZPSM w Koszalinie w grupie II. W pozostałych grupach pierwszych miejsc nie przyznano. Nagrodę za najlepsze wykonanie utworu Apolinarego Szeluty otrzymała Agata Szlufik OSM I i II st. w Gdańsku i Adam Witlewski - POSM II st. w Poznaniu. Janusz Ansion