- Ruszyła młoda fala polskiego kina. Starsi reżyserzy czują "oddech na plecach" - przyznał dyrektor artystyczny festiwalu w Gdyni Mirosław Bork na poniedziałkowej konferencji prasowej w Warszawie. Zgodziła się z nim szefowa Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej(PISF) Agnieszka Odorowicz, przewodnicząca Komitetu Organizacyjnego festiwalu w Gdyni, która uważa, że "podobnie jak w zeszłym roku, najciekawszymi, najsilniej oddziaływującymi na emocje produkcjami w konkursie głównym mogą być filmy młodych artystów". Tegoroczny 35. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych odbędzie się w dniach 24-29 maja - w nowym terminie, po przeniesieniu imprezy z września. Dyrektor PISF tłumaczyła na konferencji, że powodów zmiany terminu z jesieni na maj było kilka. Pierwszy dotyczy kinowej dystrybucji tych filmów, które są honorowane na festiwalu - powiedziała Odorowicz. - Chciałabym, by filmy laureatów były dystrybuowane w kinach jesienią, w tym samym roku, w którym otrzymują nagrody w Gdyni - tłumaczyła. Potrzeba większej ilości czasu pomiędzy galą nagród w Gdyni a wprowadzeniem zwycięskich filmów na ekrany, aby opracować odpowiednią strategię dystrybucyjną - podkreśliła szefowa PISF. Zdaniem Agnieszki Odorowicz, dystrybucja "Rewersu" Borysa Lankosza - który wygrał ubiegłoroczny festiwal w Gdyni - była "ogromną porażką". "Ten film mógł mieć znacznie więcej widzów, i pewnie by miał, gdyby był czas na spokojną rozmowę z kinami na wiele miesięcy przed dystrybucją" - uważa szefowa PISF. Druga, po kwestiach dystrybucyjnych, przyczyna przełożenia festiwalu z września na maj związana jest z konkurencją ze strony zagranicznych festiwali filmowych, i to bardzo znaczących, które odbywają się jesienią w tym samym okresie - np. Wenecji czy San Sebastian. W związku z taką konkurencją bardzo ciężko było zaprosić do Gdyni gości zagranicznych, ponieważ w tym samym czasie przebywali oni na innej filmowej imprezie - mówiła Odorowicz. - Termin majowy, już po Cannes, jest lepszy. Jeśli ktoś, na przykład ze Stanów Zjednoczonych czy Kanady, przyjedzie do Cannes, będzie mógł połączyć pobyt we Francji z przyjazdem na festiwal do Gdyni. Będzie to prawdopodobnie wygodniejsze dla gości niż specjalne wybieranie się do Polski - argumentowała Odorowicz. - Dzięki zmianie terminu, będziemy mieli w tym roku w Gdyni ok. 40 gości więcej, takich, na których nam bardzo zależało - dodał z kolei dyrektor Bork. Kolejne powody zmiany terminu dotyczą: prac polskich filmowców na planach zdjęciowych oraz konkurencji oscarowej. - Lato to okres zdjęć do filmów. Wszyscy realizowali zdjęcia od maja do lipca, by za wszelką cenę ukończyć film na Gdynię. W efekcie bardzo rosły ceny postprodukcji filmów - zwróciła uwagę Odorowicz. - Jeśli chodzi o Oscary: byliśmy krajem, który właściwie najpóźniej wybierał swojego kandydata do Oscara. Sprawiało to, że mieliśmy bardzo mało czasu na promocję polskiego filmu przed walką o statuetki w USA - mniej niż inne państwa. Lepiej wybierać polskiego kandydata wcześniej - mówiła szefowa PISF. W tegorocznym konkursie głównym festiwalu w Gdyni walczyć będzie 21 tytułów, wśród nich m.in. nowe filmy: Doroty Kędzierzawskiej ("Jutro będzie lepiej"), Janusza Majewskiego ("Mała matura 1947"), Jana Jakuba Kolskiego ("Wenecja"), Macieja Ślesickiego ("21:37"), Feliksa Falka ("Joanna"). W grupie tej znajdzie się również siedem filmów debiutanckich oraz jeden "film drugi" w dorobku reżysera ("Chrzest" Marcina Wrony). - Myślę, że właśnie do debiutantów będzie należał "głos" tego festiwalu - powiedziała Odorowicz. Jej zdaniem, "w konkursie jest przynajmniej 5-6 tytułów, o których będzie bardzo głośno". - Wydaje mi się, że znów będziemy mieć do czynienia z sytuacją, gdy gra o najwyższą stawkę rozegra się między filmami młodych twórców. Mnie to bardzo cieszy i uważam, że o czymś świadczy - że to, co zostało pokazane na ostatnim festiwalu w Gdyni, po którym wszyscy mieliśmy dobre samopoczucie, będzie kontynuowane w tym roku - oceniła. Mirosław Bork uznał z kolei, że w Polsce - o czym zaświadczy m.in. tegoroczny festiwal - "nie tylko powstaje nowe młode kino - jest też fantastyczna fala młodych kobiet, które wchodzą do tego kina, z ciekawym spojrzeniem na świat, własnym, osobistym". - To coś absolutnie niezwykłego - uważa Bork. Tegoroczna gala rozdania festiwalowych nagród nie odbędzie się - jak w latach poprzednich - w Teatrze Muzycznym, lecz na gdyńskiej plaży, na specjalnej estradzie ustawionej w wielkiej hali namiotowej z widownią na 1300 osób - zapowiedziała dyrekcja. W programie ceremonii znajdą się elementy nawiązujące do osoby Fryderyka Chopina, w związku z przypadającą w tym roku 200. rocznicą urodzin kompozytora. Nagrody w konkursie głównym przyzna zwycięzcom jury w składzie: reżyserzy Andrzej Barański (przewodniczący) i Xawery Żuławski, reżyser i scenarzysta z Islandii Arni Oli Asgeirsson, aktorka Alicja Bachleda-Curuś, scenarzysta Andrzej Bart (który ma w dorobku scenariusz "Rewersu"), operator Jacek Petrycki oraz charakteryzator Waldemar Pokromski. - Arni Oli Asgeirsson to absolwent łódzkiej szkoły filmowej, 40-latek, gwiazda islandzkiego kina. Człowiek bardzo ciekawy. Pracuje w Islandii i w Stanach Zjednoczonych, a jednocześnie fantastycznie funkcjonuje w polskiej kulturze, mówi dobrą polszczyzną, ma z Polską bezpośrednie kontakty - opowiadał Bork. Jak tłumaczył, artysta z Islandii ma zapewnić w jury "spojrzenie z zewnątrz" na polskie filmy. Alicja Bachleda-Curuś przyjedzie do Gdyni sama, bez partnera życiowego Colina Farrella - powiedział Bork. Przyznał, że dochodziły do niego negatywne opinie niektórych polskich artystów, jakoby w tegorocznym jury konkursu głównego miała zasiadać "celebrytka". Bork wziął Bachledę-Curuś w obronę. - Gdyby Alicja Bachleda-Curuś po "Panu Tadeuszu" została w Polsce, zagrała dwie drugoplanowe role w polskich filmach, nikt nie powiedziałby o niej złego słowa. Tymczasem ona "bezczelnie" wyjechała na siedem lat do Stanów Zjednoczonych, nauczyła się porządnie angielskiego, skończyła szkołę aktorską Lee Strasberg Studio i zagrała w 10 amerykańskich oraz niemieckich filmach główne role. To jest "bezczelność", naprawdę. Nie powinniśmy takiej osoby zapraszać do jury" - ironizował Mirosław Bork na konferencji. Apelował, by "nie odbierać Bachledzie-Curuś sukcesu". - Ona zmierzyła się ze światem. Skończyła porządną szkołę. Od zera, bez kontaktów wystartowała na obcym rynku - mówił Bork. Podczas festiwalu odbędzie się konferencja pod hasłem "Literatura dla filmu", mająca służyć zacieśnieniu kontaktów między dwoma środowiskami: literatów i filmowców. Do Gdyni zaproszonych zostało ok. 50 prozaików i dramaturgów. Szefowie festiwalu liczą, że dzięki zacieśnieniu kontaktów teksty literackie będą w Polsce częściej stawały się "zaczynem dla filmu". Bork przywołał na konferencji dwa niedawne przykłady pozytywnych efektów takich relacji. - W zeszłym roku były dwa tytuły, o których rozmawialiśmy wszyscy: "Rewers", rzecz mająca bezpośredni związek z literaturą - z utworem Andrzeja Barta, oraz "Wojna polsko-ruska", oparta na wcześniej wydanej książce Doroty Masłowskiej - wspominał. Wśród najciekawszych wydarzeń towarzyszących gdyńskiemu festiwalowi będą również: organizowana w Sopocie (26 maja) gala rozdania Nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej - dla osób i instytucji przyczyniających się do rozwoju, promocji i upowszechniania kultury filmowej w Polsce; oraz koncert wybitnego norweskiego saksofonisty Jana Garbarka (27 maja, na plaży Gdynia Śródmieście).