Debiut piszących pod pseudonimem Erik Axl Sund artystów został wyróżniony nagrodą specjalną przez Szwedzką Akademię Twórców Literatury Kryminalnej. Eriksson i Sundquist w ostatni weekend gościli w Krakowie na 18. Międzynarodowych Targach Książki. Mimo napiętego terminarza znaleźli czas na rozmowę z naszym portalem. Dariusz Jaroń, Interia: Czy to dla was pierwsza wizyta w Polsce? Hakan Axlander Sundquist: Gościliśmy w waszym kraju wiele razy, ale w trasie koncertowej. To było zanim jeszcze zabraliśmy się za pisanie książek. Pamiętam, że ta trasa była długa i wyczerpująca. Jerker Eriksson: Odwiedziliśmy m.in. Katowice, Kraków i Warszawę. W jakimś sensie to wszystko, całe nasze pisanie, zaczęło się tutaj. Chociaż jeszcze wtedy nie pisaliśmy, to tutaj zrodziła się idea. Sundquist: Rzeczywiście, zaczęliśmy myśleć o tym, żeby zacząć pisać. Po powrocie z trasy do Szwecji przechodziliśmy załamanie nerwowe. To było w 2008 roku. Zaczęliśmy pisać. We dwójkę? Jak udało się wam skoordynować prace nad pierwszą książką? Sundquist: W Szwecji pisarskie duety są całkiem popularne, zwłaszcza wśród autorów kryminałów. Mieliśmy w głowach pomysł, do tego właściwie w jednym momencie wpadliśmy w depresję. Wiele rzeczy dokoła nas denerwowało, chcieliśmy jakoś wydusić z siebie negatywne emocje. Napisałem 40 stron i dałem je Jerkerowi. Eriksson: Przeczytałem, dopisałem od siebie drugie tyle. Potem zaczęliśmy to wygładzać, ujednolicać tekst. Tak się zaczęło. W ogóle nie siedzieliście razem nad tekstem? Sundquist: Dzisiaj tak pracujemy, właściwie każde zdanie piszemy wspólnie. Ale wtedy Jerker pracował w bibliotece, nie mieliśmy czasu na wspólne pisanie. Jerker pisał w autobusie w drodze do pracy, ja często siadałem do pracy wieczorami. Głównie kontaktowaliśmy się mailowo. Eriksson: I telefonicznie. Dzwoniliśmy do siebie 20 razy dziennie. Pisanie na odległość pewnie niesie za sobą problemy. Z czym były największe? Sundquist: Ze słownictwem. Wchodząc w język zarezerwowany dla psychiatrów trzeba dbać o jedność terminologii, a Jerker zawsze pisze za dużo i o niczym (śmiech). Książka jest zatem rodzajem układanki, zmontowanej z pisanych przez was fragmentów. Jak utrzymaliście spójny styl powieści? Eriksson: Wymienialiśmy się rozdziałami. Czasem po kilkanaście razy. Pomagali też nam wydawcy. To była żmudna praca, ale mogę śmiało powiedzieć, że połowa tekstu jest moja, a połowa Hakana. Poruszacie trudne tematy: wykorzystywanie seksualne dzieci, pornografię dziecięca, handel żywym towarem. Skąd ten wybór? Sundquist: Pomysły przychodziły do nas same. Pewne aspekty tego, co można przeczytać w książce pochodzą od nas samych. To dla nas bardzo osobisty temat, który dobrze znamy z własnego doświadczenia. Na początku nie mieliśmy wydawcy, ani żadnego planu na książkę. Pisaliśmy dla samych siebie. To była dla nas terapia, walczyliśmy w ten sposób z naszą depresją. Eriksson: Kiedy byłem w depresji wszystko wokół mnie irytowało, przejmowało. Tematy braliśmy czasami z gazet. Przypadek młodego żołnierza z Sierra Leone, walczącego jako dziecko, wzięliśmy z prasy. Wstrząsająca historia. Sundquist: Czytaliśmy artykuły o dzieciach z Sierra Leone i tych wykorzystywanych seksualnie. Doszło do nas, że to właściwie idzie w parze, zło skierowane w stronę bezbronnych dzieci. Postanowiliśmy to połączyć, tworząc bohaterów naszej książki. Eriksson: Okazało się, że nastoletni weteran wojenny z Sierra Leone i kobieta w średnim wieku z Europy Zachodniej mogą mieć podobne problemy w związku z wydarzeniami ze swojego dzieciństwa. Chcieliśmy dokładniej opisać, ile okrucieństwa jest na świecie, ale wydawcy odrzucili pierwotny tekst. To było zbyt brutalne, żeby zostało wydrukowane, chociaż takie są fakty. Czytając wasze powieści można odnieść wrażenie, że dysponujecie sporą wiedzą z zakresu psychiatrii i psychologii. Jak udało wam się ten efekt uzyskać? Sundquist: Na początku bazowaliśmy tylko na własnym doświadczeniu, swojej chorobie. Jerker przez 10 lat mieszkał z panią psycholog, więc miał wieści z pierwszej ręki. Całą wiedzę czerpaliśmy z dostępnych książek. Pisanie powieści to długi proces, wiele osób nam pomogło, sprawdzało czy nie ma błędów w terminologii. Eriksson: Problemem była literatura anglojęzyczna, a sporo z niej korzystaliśmy. Musieliśmy szukać odpowiedników w szwedzkim języku. Na szczęście z czasem staliśmy się biegli w temacie i słownictwo przychodziło płynnie. Wykorzystywanie seksualne najmłodszych, handel ludźmi. Bazując na pracy nad źródłami, jak wielki, waszym zdaniem, jest to problem? Eriksson: Czytając książkę można odnieść wrażenie, że to powszechny problem w Szwecji, dlatego na początku chcielibyśmy zaznaczyć, że tak nie jest. Sundquist: Dobrze, mówmy ogólnie, o świecie, ale w Szwecji dziecięca pornografia też jest problemem. Są przecież dzieci, które trafiają do centrów dla uchodźców i znikają bez śladu. Co do powieści... Jako całość jest fikcją literacką, ale - nie wchodząc za bardzo w swoje życie prywatne - powiem, że moja rodzina nie chciała jej przeczytać. Jak wasza debiutancka książka została odebrana w Szwecji? Sundquist: Wydaliśmy ją w małym wydawnictwie, bez wielkiego PR-u i działań marketingowych. Informacje o książce rozchodziły się z ust do ust, tak przybywało nam czytelników. Wydawca nawet nam powiedział: weźcie kilka egzemplarzy, porozkładajcie w metrze, ludzie się zainteresują. Nie było rozgłosu, ale od samego początku recenzje były bardzo dobre. Eriksson: Zainteresowanie naszą twórczością systematycznie rosło. Naszą ostatnią książkę wydaliśmy w dużym, mocnym wydawnictwie. Teraz na popularność nie narzekamy. Zapytam ogólnie o literaturę skandynawską, która słynie z bardzo dobrych thrillerów i kryminałów zachowanych w specyficznym klimacie. W czym tkwi tajemnica waszego sukcesu? Sundquist: Myślę, że jest wiele odpowiedzi. My akurat wychowaliśmy się w Szwecji w latach 70. i 80. Rząd pompował wtedy wielkie pieniądze w rozwój szkolnictwa i edukację. Eriksson: W szkołach wiele rzeczy było za darmo. Dzieci mogły rozwijać swoje zainteresowania, pamiętam, że można było na przykład zgłosić się na lekcję i grać na dowolnym instrumencie. Sundquist: Można się było kreatywnie rozwijać na wielu płaszczyznach. Literatura jest tego owocem. Swoje odegrał też wizerunek Szwecji, rajskiego kraju pozbawionego problemów. Nasze pokolenie dorosło i postanowiło się sprzeciwić, bo ten obrazek idylliczny jest zakłamany. Szwecja jest takim samym krajem jak inne w Europie, mamy podobne kłopoty. Mamy też bogate tradycje pisarskie: począwszy od duetu Sjöwall i Wahlöö po Stiega Larssona. Inspirujemy się nawzajem. Jakie są wasze dalsze plany literackie? Sundquist: W Szwecji wydaliśmy wiosną kolejną książkę. W podobnym klimacie co trylogia "Oblicza Victorii Bergman". Nie ujawniając zbyt wiele zdradzę, że znany z trylogii Jens Hurtig jest głównym bohaterem. Powieść będzie składać się z trzech odcinków. Eriksson: Mamy już 80 proc. następnego tomu. W styczniu kończymy, na wiosnę premiera. Podobno pracując w więziennej bibliotece znalazłeś inspiracje do twórczości literackiej? Eriksson: Rzeczywiście pracowałem w więziennej bibliotece przez kilka lat, ale to był zakład dla zupełnie innych więźniów. Głównie odsiadywali wyroki za narkotyki. Jak widać agenci rozpuszczają różne plotki, żeby zwiększyć zainteresowanie naszymi książkami. Na koniec poproszę o słowo dla waszych polskich czytelników. Sundquist: Chcemy was zapewnić i uspokoić, że chociaż książki są brutalne i przerażające, to jesteśmy normalnymi, miłymi ludźmi.