David Cerny od lat już oburza, bawi, prowokuje. W 1991 roku pomalował radziecki czołg na różowo, za co został aresztowany. Patrona Czech, świętego Wacława, posadził na zdechłym, wiszącym do góry nogami koniu. Na Małej Stranie dwóch wyrzeźbionych jegomości sika do baseniku w kształcie Czech. Na środku Wełtawy umieścił gigantyczny środkowy palec wymierzony w stronę siedziby prezydenta Milosa Zemana. Galerię Futura zdobią wypięte pośladki - można się do nich wspiąć po drabinie, a nawet zajrzeć do środka, gdzie na ciekawskich czeka instalacja wideo z byłym prezydentem Vaclavem Klausem w roli głównej. Na jego dzieła - wbrew pozorom w większości jednak nieskandalizujące - można się natknąć na całym świecie. Dla Poznania stworzył na przykład Pomnik Golema. Z kolei w 2006 roku w bielskiej galerii stanęła rzeźba przedstawiająca Saddama Husajna w formalinie; została jednak usunięta po dwóch dniach. Interweniujący w tej sprawie wiceprezydent miasta określił ją jako "odrażającą". Kraków natomiast zaproponował ostatnio Cernemu stworzenie rzeźby na cześć Stanisława Lema, co Czecha niezwykle ucieszyło, bowiem Lem jest jednym z jego ulubionych pisarzy. I właśnie w Krakowie, podczas spotkania "Gdy Polaczek spotyka Pepika. Rozmowa o Czechach i Polakach", spotkaliśmy się z Davidem Cernym. Na spotkanie Cerny przyleciał śmigłowcem - czeski rzeźbiarz jest również pilotem. Michał Michalak, Interia: Jak się leciało? David Cerny: - Sam lot był w porządku, ale niestety musiałem lądować na głównym lotnisku, w Balicach, żeby uzupełnić paliwo. Nie chcieli nas stamtąd wypuścić przez półtorej godziny. Musieliśmy się kisić w tym upale. Są tacy, którzy wsiadają w samochód i jeżdżą bez celu po mieście, żeby oczyścić umysł. Ty jako pilot też tak robisz? - Tak, ale jedynie w szybowcu. Inne samoloty czy śmigłowce traktuję jako środek transportu. Nie jest zbyt ekologiczne latać dla zabawy i spalać przy okazji mnóstwo paliwa. Na pewno jest to moje hobby - tak długo, jak samolot nie ma silnika. Piloci-amatorzy pewnie się kumplują. - To mi się właśnie podoba w lataniu, że jesteś częścią pewnej społeczności, która nie ogląda się na to, skąd kto pochodzi. Bułgar wyglądający jak Bułgar jadący w Niemczech na bułgarskich blachach będzie traktowany... no, jak Bułgar. Kiedy jednak na niemieckim lotnisku wyląduje bułgarska awionetka, nic takiego nie ma miejsca - na pierwszym miejscu jesteś pilotem, i tak też cię traktują. Wkurzyłeś kogoś ostatnio, jak na skandalistę przystało? - Dzisiaj prawdopodobnie wkurzyłem gościa na lotnisku w Balicach. Powiedziałem mu coś bardzo niemiłego. Zasłużył? - Ściśle przestrzegał reguł, które swoją drogą były dość głupie. Wkurzenie gościa na lotnisku to i tak pewien postęp w porównaniu do wkurzenia Związku Radzieckiego pomalowanym na różowo czołgiem. Opisuje się to dziś jako antywojenny manifest, ale podobno chodziło o dziewczynę. - Prawda. Chciałem jej zaimponować. I zadziałało? - Zadziałało (śmiech). W 2009 roku zdołałeś także rozwścieczyć inne imperium - mianowicie Unię Europejską, a to za sprawą, zamówionej skądinąd przez Brukselę, rzeźby "Entropa". Kraje Wspólnoty przedstawiłeś stereotypowo, a Wielkiej Brytanii w ogóle nie umieściłeś, co okazało się prorocze. Kiedy spotykasz się z reakcjami oburzenia na twoje dzieła, odczuwasz satysfakcję czy rozczarowanie? - Kiedy opowiadasz dowcip, czy satysfakcjonuje cię, gdy ludzie się śmieją? Tak. - Żart może być obraźliwy, niestosowny, ale to wciąż żart. "Entropa" jest chyba czymś więcej? - Czy "Paragraf 22" jest tylko żartem? A Szwejk? To metafora okropieństw wojny, to katharsis. Nie da się z tego wyizolować "tylko" żartu. A czy ironia jest tylko ironią? To zresztą zasadnicza różnica między Polakami a Czechami. Polacy nie rozumieją ironii, a Czesi mogą chodzić i opowiadać na swój temat okropne rzeczy. Albo zrobić rzeźbę postaci sikających do baseniku w kształcie Czech. - Tak, to jeden z przykładów. Gdybym zrobił coś takiego w Polsce, pewnie wsadziliby mnie do więzienia. No, na pewno byłby skandal. - To ironia, nie trzeba jej brać na poważnie, można się nią pobawić. Rzeczywiście jest tak, że różne narody odmiennie reagują na twoją sztukę? - Tak, ale pamiętajmy, że mówimy albo o kilku osobach, Włochach czy Niemcach, których znamy, albo o tak zwanej opinii publicznej. To powiedziawszy, zauważam na przykład, że Niemcy potrafią być sztywnymi dupkami, a Francuzom zupełnie nie przeszkadza to, co robię. To w sumie sprytne: fakt, że jesteś... - Wciąż żywy? To rzeczywiście dobry omen. ...że jesteś Czechem, nie bierzesz niczego na poważnie i pokpiwasz sobie czasem ze "swoich", daje ci niejako "prawo" do nazywania Niemców sztywnymi dupkami, dobrze kombinuję? - O idiotach Czechach też mogę ci poopowiadać, ale nie wiem, czy to byłoby zabawne. Serio, jeden facet oskarżył mnie nawet o popełnienie przestępstwa obrazy narodu. Jakieś 15 lat temu nazwałem czeski naród... niech no sobie przypomnę... cytowano to trylion razy... mówiłem coś o "kretynach z brzuchami pełnymi tłustych knedlików" i że największym marzeniem Czechów jest śmierć psa sąsiada, coś w tym stylu. I kto na ciebie doniósł? - Jakiś idiota, dyrektor czegoś tam. Złożył doniesienie i policja musiała wyjaśnić sprawę. Funkcjonariusze podeszli do sprawy poważnie? - Byli bardzo mili, przepraszali, że zawracają mi głowę. Mówili, że nie mieli wyjścia i musieli mnie wezwać. Chcieli, żebym dał jakieś wyjaśnienie, żeby mieli co wpisać. Pożartowaliśmy trochę przy okazji. Miałeś też na pieńku z prezydentem Vaclavem Klausem. Dzwonił nawet do Czeskiego Komitetu Olimpijskiego, żeby kto inny przygotował rzeźbę na igrzyska w Londynie, pod żadnym pozorem nie ten obsceniczny Cerny (koniec końców w Londynie stanęła rzeźba Cernego przedstawiająca angielski autobus robiący pompki - przyp. MM). Nazwał cię nawet "upadłym artystą". Czy ta niechęć była wzajemna? - Tak, oczywiście. Klaus to dupek. Wielki dupek. Nienawidzi mnie, ale ja też go nienawidzę. On przewodził krajowi po Havlu - po Havlu! - i wszystko spieprzył. Havla swoją drogą też nienawidził. To Klaus z powrotem zwrócił nas w stronę Rosji. I był jeszcze z tego dumny. W Pradze co rusz można się natknąć na twoje rzeźby... - A tam, raptem kilka ich jest. Czyni cię to praskim Gaudim? - W żadnym wypadku. Odcisnąłeś swoje piętno na tym mieście. - Zdarzyło się. Poza tym wiele osób w Pradze próbuje mnie kopiować. Mówiłeś kiedyś, że to, co pozwala odróżnić sztukę od designu, to przesłanie. - To prawda. Wiesz, że mógłbym być też projektantem? Studiowałem design. Ale rzeczywiście starałem się i staram umieścić przesłanie we wszystkim, co robię. Z drugiej strony masz przecież sztukę abstrakcyjną, masz art deco, więc to przesłanie nie jest warunkiem koniecznym. Co zatem czyni sztukę? - Powiedziałbym, że albo inteligencja, albo superintuicja artysty. Zauważ, że niektórzy muzycy są cymbałami, ale jednocześnie wspaniałymi artystami. A tancerze? Trzeba mieć szczęście, żeby urodzić się z tym szóstym zmysłem. Dziś świat sztuki jest jednak przede wszystkim biznesem. Pieniądze zabijają sztukę? - Tego bym nie powiedział, ale coraz trudniej ją odróżnić. Dla mnie sztuka jest definiowana poprzez upływ czasu. Jeśli ludzka rasa przetrwa, to właśnie ona będzie najlepszym sędzią. Kto w czasach Duchampa pomyślałby, że pisuar stanie się dziełem sztuki nowoczesnej? Z Duchampem włącznie. Też pewnie był w szoku.