W swojej pracy używam oczywiście języka: w pracy naukowej jako narzędzia wyrażającego tezy i dowody, a w publicystyce m.in. jako narzędzia polemik. W tej pierwszej sferze staram się być maksymalnie precyzyjny. Uważam, że - w analizie rzeczywistości społeczno-gospodarczej - można najważniejsze tezy formułować jasno i zrozumiale dla niespecjalistów. A co do polemik, zarówno w mediach tradycyjnych, jak i społecznościowych, staram się trzymać jednej zasady: nie angażować się w ataki ad personam. Bywam bardzo krytyczny, ale w odniesieniu do tego, co określone osoby mówią czy robią. Ale nie jest to atak personalny, tzn. wyzwiska, insynuacje, oskarżenia bez dowodów, zwykle fałszywe itp. Od lat interesuję się językiem jako narzędziem wpływania na emocje, postawy i - w efekcie - działania ludzi, czyli językiem propagandy. Używam tego słowa w sensie neutralnym. Uważnie przyglądam się więc propagandzie stosowanej przez PiS i jego zwolenników. Uderza mnie, jak bardzo przypomina ona propagandę z czasów PRL-u czy obecną w Rosji Putina. Moje obserwacje ujmę w kilku punktach: - Każdy, kto nas krytykuje, to wróg. A z wrogiem się nie dyskutuje, lecz się go atakuje, zwykle ad personam, dążąc do zniszczenia jego wizerunku. - W ataku używa się wyzwisk i insynuacji. Typowe wyzwiska to "złodzieje" i "zdrajcy". To język Łukaszenki. Używa się też oskarżeń bez dowodów, zwykle ewidentnie fałszywych. To ostatnie postępowanie nazywam standardem KGB, bo w działaniu tej organizacji oskarżenie było równorzędne z dowodami - i skazującym wyrokiem. - Wrogowie często służą różnym ciemnym siłom lub sami reprezentują te siły. Za PRL byli to zwykle niemieccy rewizjoniści i amerykański imperializm. Za PiS to np. Soros, banksterzy, unijny "establishment". - Normalne słowa zastępujemy wyzwiskami, np. z banków robimy właśnie "banksterów". - Szczególne ataki kierujemy na najbardziej wpływowych krytyków, usiłując ich zdemonizować. Taki zaszczyt spotkał np. Tomasza Lisa. No a potem należy stosować atak przez skojarzenie, np.: "Mówi pan jak Lis, uczy się pan od Lisa, jest pan gorszy niż Lis". W PRL propaganda demonizowała Kuronia i Michnika i też atakowała innych przez kojarzenie z nimi. - Nie przejmujemy się faktami, lecz uparcie powtarzamy nasze tezy według zasad totalitarnej propagandy: nie liczy się prawda, lecz to, co ludziom wmówimy. Tak np. Jarosław Kaczyński ogłosił: "W sprawie Smoleńska zmierzamy ku prawdzie", a na konferencji u o. Rydzyka wystąpił z referatem Oblicza manipulacji. Z kolei o pisowskim zamachu na publiczne media Beata Szydło powiedziała 26 lutego 2016 r. w TV Trwam, że ocenia zmiany wprowadzane przez Jacka Kurskiego bardzo pozytywnie, oraz że "media są dla obywateli, a nie dla polityków"! A PiS dokonał niespotykanego po 1989 r. zamachu na media publiczne. Pamiętam, jak obrzydliwe były programy informacyjne w telewizji czasów stanu wojennego. Programy za PiS-u wywołują u mnie podobne reakcje, z tym że informacyjne programy za Jacka Kurskiego są bardziej manipulatorskie niż za czasów Szczepańskiego, jak gdyby Jacek Kurski studiował telewizję Putina. Publiczne radio też pada ofiarą kontroli ze strony PiS. Po wielkiej manifestacji KOD-u w Warszawie 27 lutego 2016 r. w czołówce wiadomości Trójki o godzinie 17 nie było o tym wzmianki. Wspomniano za to, że Rosjanie demonstrowali w Warszawie, by upamiętnić rocznicę śmierci wybitnego rosyjskiego opozycjonisty Borysa Niemcowa, co było skądinąd szlachetną inicjatywą. A co do programów nieinformacyjnych w publicznej TV, to Michał Ogórek - jak zwykle wnikliwie i dowcipnie - zauważył, że w telewizji PiS mają się reaktywować wszystkie sztandarowe programy z czasów PRL-u. I dodał: "Umiłowanie telewizji z PRL-u może się wydawać cokolwiek chorobliwe, zważywszy na dekomunizacyjne fobie nowej władzy" ("Gazeta Wyborcza", 26.02.2016). To oczywista ironia. Jak wspomniałem, PiS to ustrojowi postkomuniści. Ten postkomunizm obejmuje opanowanie mediów publicznych jako narzędzia indoktrynacji i walki z oponentami. To tak, jakby zwielokrotniono - za publiczne pieniądze! - TV Trwam i Radio Maryja. Oznacza to próbę ograniczania demokratycznej konkurencji. Oznacza też obniżanie jakości życia tych Polaków, u których oficjalne zakłamanie wywołuje dyskomfort, a niekiedy wstręt. Przeciwstawiając się autorytarnym praktykom PiS, należy je - korzystając z internetu - systematycznie i na masową skalę demaskować i ośmieszać. Należy ujawniać nazwiska wydawców i dziennikarzy, którzy te praktyki stosują. Odpowiedzialność jest ostatecznie zawsze indywidualna. Propaganda PiS w zderzeniu z jego działaniami upowszechnia moralność Kalego. Będąc w opozycji, PiS często słusznie krytykował partyjne obsadzanie stanowisk przez PO czy PSL. A teraz robi to na jeszcze większą skalę, czyniąc z tego cnotę, bo - jak to m.in. powiedział Mateusz Morawiecki - pisowscy nominaci to patrioci. W polityce szkodzą nie tylko niekompetencja i populizm, za który zawsze płacą ludzie. Populizm to podlizywanie się ludziom kosztem ludzi. Szkodzi także oczywista niemoralność propagandy i czynów tych, co rządzą. Obraża ona poczucie godności milionów osób. A to prędzej czy później ma skutki polityczne.* * Leszek Balcerowicz, "Trzeba się bić z PiS o Polskę", Wydawnictwo Czerwone i Czarne, Warszawa 2016